Stand up
Cały świat to scena
Nic do stracenia nie ma
Urządzę orgię bo stan to ściema
Zawsze przychodzi wena
Gdy przestaje jej szukać
Lubię się z nimi ruchać
Ale nie lubię ich pukać
W portfelach zwijki te suki kochają fukać
Kleją się do się
Nawet nie chce lukać
Ohyda
Zakułbym w dybach może w średniowieczu
Złamały zasady
Poleci krew nie ketchup
Absolut cielesności
Czerpię przyjemność z bólu
Nadymam płuca jakbym należał do chóru
Łapczywie wciągam tlen
Z każdym oddechem
Tak wiele obiecałem sobie że umrzeć
Teraz byłoby grzechem
Z wszystkiego cisnę bekę
Rozdmuchuję im krechę
Idę na miasto
Noc jest na wszystko lekiem
Wtapiam zmęczone oczy w dłonie
Prowadzą mnie wonie oraz dźwięki
Wokół świecą latarnie
Noc ciepła pachnie
Szum samochodów z wiatrem
Tworzy miły ambient
Podchodzę pod kawiarnię
Patrzę na zewnątrz ona
Siedzi na schodach
Tańczyliśmy do rana
Szyja przy szyi bez słów
Obłożyłem pocałunkami
Cały jej tułów
Przemierzyliśmy wszechświat
Nie ruszając się z miejsca