Zimowy wieczór
na monitorze migają obrazki,
za oknem biel
wszechobecna, coraz to większa
i większa,
odwraca mą uwagę, gdyż biel
kusi bardziej jak inne kolory.
Jeden zmysł nie starcza,
by zaspokoić mą ciekawość,
Wstaję,
uchylam okno za monitorem,
siadam,
zamykam oczy.
Czerń.
Teraz gdy nic nie widzę,
czekam aż poczuję tą biel.
Czuję.
Wstęga jak ciężki dym wlewa się przez okno,
Jak wąż wije się po powierzchni biurka,
Czuje.
Coraz bliżej, zbliża się.
Czuję.
Wnet wstęga lodowa owija me ramoiona,
Delikatne jak ręce niebieskiej dziewczyny,
Czuję.
Coraz bardziej, coraz mocniej,
me ramiona jakby przywiązały się do krzesła.
Mimo, iż oczy zamknięte to widzę,
widzę Ją, jakby stała przede mną.
Widzę, lecz bez twarzy.
Czym jest ta kobieta?
Czy to pragnienie?
Czy to zimno?
Śmierć?
Co to za uczucie, które mnie wnet ogarnia?
Otwieram oczy.
Znów widzę kolory.
Jednak blade i liche wydają się przy tym,
Co przed chwilą ujrzałem.
Kim jest ta błękitna dama?
Czy znów będzie mi dane poczuć jej dotyk?
Chce znów nie widzieć, a jednak coś ujrzeć.
Mieć czerń przed oczami i ujrzeć biel.
Ujrzeć zimno, które panuje za szybą.
Ujrzeć jak nikt inny.
Znów poczuć ten kuszący taniec,
tą lodowatą wstęgę oplatającą moje ciało,
tak okropnie zimną, a jednak delikatną.
Wracam.
Nie chcę, lecz wracam.
Wstaję.
Zamykam okno.
Zimno się zrobiło.
Siadam.
Wracam do kolorowej rzeczywistości.