*Po drugiej stronie cienia
Przyszła punktualnie…
żurawim kluczem otwarła drzwi.
Odleciały, zabierając ze sobą ostatni krzyk.
Jeszcze nagrzane słońcem trawy.
Kołyszą się leniwie,
bezwolnie popychane wiatrem.
Pustymi polami wieje,
czas się zatrzymał… żeby zwiędnąć.
Przemijanie…
Słoneczne promienie iskrząc odbijały się w tafli wody.
Jak okiem sięgnąć jesień…
purpurowo-miedziana i złota
— tysiącem lśnień, blaskiem czaruje.
Ile jest światła wokół.
Wśród sieci pajęczyn rosa zakwitła tęczą.
Obrastam — w ciszę.