Opowieść o trzech wierszach
gospodarz z uśmiechem pociąga klamkę.
Patrzy, a tam wiersz.
Skromny? Skromny.
Zapraszam do środka.
Wiersz miał dużo do powiedzenia.
A że ubrany był w proste słowa,
był relaksem i miodem dla uszu,
przy kolacji winem zakrapianej.
Drugi gość do drzwi puka,
Dobry? W sam raz.
Jednoznaczny i klarowny.
Czuj się jak u siebie w domu.
Po czasie, gdy wszyscy podpici,
rozlega się dzwonek ponownie,
Podchodzi gospodarz
z lekka nietrzeźwy
czyżby ktoś niespodziewany?
Otwiera - zaskoczenie.
Wiersz wierszem,
ale jakiś... niewyraźny.
Gada zupełnie w obcym języku,
brzmi znajomo, lecz za Chiny,
nie mógł rozpoznać jego intencji.
A że alkohol już robił swoje,
ironii, metafor i epitetów,
zrozumieć nie mógł.
Nie, to nie było dla niego.
Zatrzasnął przed nosem drzwi.