Monorymiczne limeryki ornitologiczne
patrzyła sobie na dwa perkozy.
Z miną jak z filmu grozy,
ale z wdziękiem mimozy,
nuciła sobie Biełyje rozy.
Pewien żuraw spod miasta Kościana,
przyszedł z pretensją raz do bociana.
W gnieździe jest młody od rana,
lecz żona jest załamana.
-Coś pan nam przyniósł? Paw… proszę pana.
Żona dzięcioła koło Przechlewa,
płacze bo stary już jej nie śpiewa.
Nocami tylko ziewa,
a w dzionki ją olewa.
Tylko bez przerwy wali łbem w drzewa.