Letnia sukienka
wspinasz się pod górę jak starzec
drogi wypatrując rękoma.
Ona przed lustrem stoi i przymierza ubrania
w swobodnej pozie, jest przekonana
że wygląda w nich dobrze.
Dawno zgasiła stosy i udaje kochanie
w mroku posłania a na ekranie
wodzi palcem po zdjęciu
twarzy mężczyzny, który spogląda na nią.
Głos się jej rwie gdy jak przypływ
staje klinem wepchniętym w brzeg.
Przed lustrem patrzy w dzień,
gdy szła plątaniną ulic.
Wysoko wisiały okna kamienic,
w oddali chwiał się tłum.
Przez świty biegła rozmowa
i od słowa do słowa piął się zielony bluszcz.
A ona szła i lekki miała chód,
jakby nie czuła ciężaru stóp
a ciężar spojrzeń domykał ją łagodnie.