w drodze
choc' w ogo'le go nie zapraszal'em
nie pytal' mnie wcale
jaki jest cel tej mojej podro'z'y
dol'a'czyl' i tyle
zwalniam bo mi bardzo niewygodnie
choc' on taki mal'y
mys'le' nawet z'eby sie' go pozbyc'
nie tutaj nie teraz
a on czasu swego nie marnuje
dokucza mi cia'gle
a moz'e to ja jestem intruzem
zabral'em go z domu
albo z miejsca gdzie na kogos' czekal'
jestem porywaczem
chociaz' z re'ka' na sercu nie chcial'em
nie zna mojej mowy
i tak prosi z'ebym go wypus'cil'
wie'c sie' zatrzymuje'
wyrzutami sumienia skl'oniony
obuwie zdejmuje'
z'eby uwolnic' kamyk malen'ki