Ty jak on ja jak ona
wyszłam obca jako ona.
Tknąłeś, zostawiłeś - to ty.
Bez kochania, troski - to on.
W każdym z nas roiło się szkło,
pełne przebiegłości lustro.
Odbiciem moich nocnych zmór,
sparaliżowany twój duch.
Obłość powłok szminką cięta,
wyuzdana ponad wzorce.
Drżących dłoni słona lepkość,
przyprawiła ero danie.
Coś umknęło w dzikim pędzie;
rozstawiło chłodne tarcze.
Wnet zastygłam koło okna
- twe pomruki gdzieś pod drzwiami.
Czekałeś na mnie jako ten,
żegnałeś tak jak kolejny.
Pojęłam że to taka ja
i odeszłam jakby ona.