Eden i Babilon
Pragniemy spiekota nie jest już ciszą wyszytą w szczyty ostre brunatne w hizop tęsknimy nie jest wołanie ciche jak muszla po Afrodycie nie usłyszą dzwony bez serca ludwisarz szumiało mu w uszach od salwy niehonorowej zamilkną ułudy smaki tak przysiadł i słuchał mrowienia nowej cywilizacji łąki aksamitu na ucałowanej ziemi czole ciężkim wśród zenitu zachwytu kropla tej żółci za darmo rosy za bezcen rozstąpionej ziemi schronem otwartym na oścież chociaż na moment jaskółki przelot jest lekki jak wiosna kiedy się wstydzi się i odsłania piersi malowane kiedy nikt nie widzi