Krzyk
zachrypnięty głos i dłoni dotyk zmarznięty
są jak delikatna piękność i bezwzględna bestia
czy jego intensywność z nocy może uleczyć
niepewność dnia
w oddali
jego drżenie na ustach
w głąb ciał po cebulki włosa nieporadny
a może skoczyć i nie chwytać brzytwy języka
i wstrzymać oddech w ogrodzie zimowym
gdzie
bezdomność porażki niepewnego ruchy
niweczeje oziębłością wstydliwej chwili
osaczonej mackami zwątpienia
zbioru sprzeczności i łyku wstrzymania
pod powieką ułamka sekundy
i wspólne ich zaniechania w czasie
nader niezaspokojone zgodnie gniewne
mimo że drgają jak membrana w radiu
wtem krzyk chwyta słowo w locie i szarpie
zatracenia nasiono pyskiem wścieklizny
wciskając wśród donośność krtani
a bezdech czynów opamiętały altruizm
nadzieja synchroniczne otula umysł
mimo że zamiary które szyje dratwa
wiją gniazdo w pokoju bez klamki
I ocala bliskością spojrzenie zrozumienia
tuż przed śmiercią
Kasia Dominik