Za wysoko
Z głową w gęstych, lepkich chmurach
zapomniałam, że iść trzeba
I tak zostałam
Z liśćmi szepczącymi coś na kształt rozmowy z Tobą,
puszczanej z kasety na trzeszczącym odtwarzaczu.
Aksamitne pytania, monologi, śmiech, milczenie
Ta właśnie fonia , z tą wizją
Że kręcę się, kręcę w tej szarości chodnika
A aleja całkiem pusta.
Wyginają się ramiona drzew jak Twoje, jakby chciały mnie objąć
I szepty
Kręcę się
Coraz szybciej
Szepty , mdłości
I Ty
Spadają na mnie z drzew paranoje
o każdej porze roku.