rozdarty kąt ogrodu
dzień zaczyna się
o siódmej trzydzieści
szczekaniem psów
krakaniem wron
/aż do skutku/
i pięknym wyciem syren
po tłustym czwartku
zostały tylko oblizane paluszki
i chudy piątek który nijak ma się
do nabrzmiałych pączków
drzew krzewów
pierwszych kwiatów
i ostatnich obietnic
w moim miasteczku
dzień kończy się
przed zmierzchem
na Dziewiczej Górze*
która po latach wydaje się tylko
pagórkiem ze zdeptaną cnotą
wracam do swojego
kącika ogrodu gdzie
staram się połączyć
niebo z ziemią...
szukam wzrokiem
rozsypanych szafirków
na brudno-zielonym tle