To nie wolność. To lato
i górskie wiatry rwą dokładnie jak fale oceanu; Wiedz, że jestem blisko.
Po tym jak wyciągniesz
swoją gitarę ze strychu i wyśpiewasz moje imię do otwartego ognia
łzy będą szczypały twoją twarz.
Wyssą one z ciebie krztę słodkiego, lepkiego życia.
Napsują ci krwi, ale sam nadstawiasz ramię.
Lato uderzyło w ciebie jak fala;
Słone oczy i pot.
Zanurz się we mnie i spłoń, bo inaczej możesz zapomnieć pamiętać jak to jest być osieroconym dzieckiem, - odizolowanym płomykiem - które na widok mrozu leci doń.
Jesteś strażnikiem i więźniem własnego serca, chociaż nikt o wstęp nie walczy.
Wybijasz rytm swojemu życiu szczękiem łańcuchów wlekących się za tobą.
Nie wiesz co wolisz
- Sople spadające z dachów czy rozpuszczanie się na drodze, gdzieś w krzakach na wilgotnej ziemii, w samej sukience z butami w ręce.
Mija kolejny rok,
Cztery pory roku sprawdzają twoją wytrzymałość.
Dalej na coś czekasz.
Może myślisz, że chodzenie po lasach cię uspokoi, a długie rozmowy z nieznajomymi cię czegoś nauczą.
Może masz rację