TEODYCEA
TEODYCEA
Kiedy gwiazda błyśnie,
Gdy się już położę
Korci mnie by spytać:
Co u Ciebie Boże?
Jak Ci ten dzień minął ,
Czy byłeś szczęśliwy?
I czy jesteś taki
Naprawdę prawdziwy?
Potem odpłynąłem,
We śnie, czy na jawie?
W każdym razie siedzę
Z mym Bogiem na kawie.
Między nami cisza.
Między nami wszystko.
I się zasmuciło
Potężne Bożysko.
Łza płynie po twarzy
Serce w wosk się zmienia
Płyną między nami
Pobożne życzenia.
Mówi Bóg bezgłośnie:
Pytaj o co zechcesz,
A Ja ci odpowiem
Przeczystym powietrzem!
Więc zbieram się w sobie,
Drżącymi wargami –
O wybacz mój Boże,
Zmiłuj się nad nami!
Zbyt śmiałe pytanie
Lecz szybko je zadam:
Gdzie jesteś Najwyższy,
Gdy z bólu wręcz padam?
Gdzie jesteś? Gdzie byłeś
O Najdroższy w świecie,
Gdy Niemiec w Warszawie
O ścianę tłukł dziecię?
Co powiesz Miłości,
Że naćpany tato
Rozpłatał główeczkę
Synka? Co Ty na to?
I wreszcie gdzie byłeś
Dobroci Wszechwieczna
Gdy w wannie topiła
Bliźniaki mateczka?
Bóg oczy otworzył
I odbił świat cały.
I jak był Olbrzymem
Tak wraz stał się Mały.
Ty nie wiesz? Zapytał,
Którego tak kocham!
Nad którym się schylam,
Po kryjomu szlocham?
Ty nie wiesz? Ty który
Krew z krwi i kość z kości.
I z serca twe serce
I radość z radości.
Ty pytasz i nie wiesz
Gdzie Pan i Nadzieja
Przebywa gdy cierpisz.
Gdy w twym sercu knieja?
Rozepnij koszulę…
Co na piersi nosisz?
Po co go całujesz?
Przysięgasz i prosisz?
Weź go w swoje ręce.
Jest cały ze spiżu!
Pytasz mnie gdzie jestem?
Umieram. Na krzyżu.