Co mogą jej biodra
Dzwony, na jaką urodę życia mi bijecie?
z piersiami, dużymi tyłeczkami, skórą opaloną
Czy na wąską talię i tatuaże?
a cmentarze stare z Gór Czarownych
i groby otwarte w piaskowej glebie
opuszczam rzeczywiście?
witam się z wieżycami szturmującymi niebo
z obłokami z dzieciństwa się obejmuję
z ich dziećmi dziś znów zarzucam sieci
na motyle
tarcza i włócznia czekają, sidła i okrucieństwa
w służbie Królowej
Wiatru, Morza, Gór?
Nie umiem snuć planów innych niż
wyczuwanie dawnych aur miłosnych
dzieciństwa, spojrzeń rzuconych tacie
przez jakąś panią
i potem mojego odtrącenia przez córeczkę
tej pani żenującego.
aż ktoś postronny był zawstydzony,
jakaś starsza wynajmująca nam mieszkanie pani
dostało mi się za tatę za odrzucone awanse
Dziewczynka to mnie nawet lubiła
Ale Dionizos nic sobie z tego nie robi
Ale ja opowiedziałem tacie. po co?
Syreny, lisie jamy, ruda dziewczynka ze szpitala,
z którą graliśmy w karty
pachnąca truskawkami, poparzona
dziewczyna z kościoła, żywe skrzypce
z kręconymi blond włosami,
za którą zawsze stawałem
i ta z boiska szkoły średniej, znowu z lokami
jak baranki na niebie, nieosiągalna dla zera
Gnaszyn mojej chrzestnej, koń, kuzynka
znad morza
wyprawa do lasu, ja pod kocem, deszcz,
wołam ciocię
„Gdzie jesteś stary grzmocie?“
a była burza, a to było złośliwe ze strony
mojego chrzestnego,
że mi tak kazał wołać
Ale może Peruna wzywałem
A życzliwość cmentarzy, domów i jej
narcystycznej duszy
wyłaniają z tego bicia dzwonów jakąś
nową przeszłość
piękne biodra
piękno klatki schodowej
biegi po schodach
za kotami
i na szczyty gór
do kładek na rzece
w kotlinie najniższej, w świecie ważek
zarośli, dzieci obłoków sprzed lat
w zmieniającej się scenerii
mikrokosmosu rzeczki
niżej tylko jaskinie, Weles, nasze zwłoki
tutaj tylko łódź czasu pędząca przez Kosmos
pod szkłem na biurku jakiegoś Boga
z widoczkami
i wodą i śniegiem
i spadającymi liśćmi
pory - wiosna, burza, ranek, śnieg
odpłynięcie w głąb ziemi lub nieba
apokalipsa na tronie jakiegoś boga.
jego żona mówi mu. nie rozdzielaj ich.
daj im się złączyć w obłokach i na kamieniu.
zastanowię się. może biologia ciał
obali lęków mur.
odrobina wszechstronności w miłości
jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
ona w świątyniach hierodulą była.
a on zbawcą dzikiego ogrodu.