Pewny swego
kocham kiedy w nich tonę,
a pęcherzyki powietrza dają świadomość mojej sztuki
wypływając na powierzchnię,
nie patrz na to jak to płynie,
popatrz na to jak pękają na spokojnej tafli
aby ujrzeć moje mroczne wnętrze,
gdy wypłynę z tego co jest dla was dnem,
Boże pozbaw świadomości,
jak przestanę wierzyć w sen, nawet w dzień,
niech mi popękają kości,
świtezianki, na które patrzę z pogardą
niech zabiorą mnie z powrotem do odmętu niepamięci,
abym, tak niezrozumiany i szalony, swoje życie spędził,
aby wszystko we mnie zgasło
worki pod oczami ,wypełnione łzami ,
muszę przekuć, żeby je uwolnić
gdy to zrobię, wodospady, na mej twarzy,
stworzą obraz, zamkniętych emocji,
uciekam, przed swoją wyblakłą duszą,
przez tęczowy pejzaż umysłu,
więc Ci, którzy w życiu się przez siebie duszą,
niech toną w odmętach Styksu