ostatnia minuta
gdzie choroba wyznaczyła mi czas
spowita w atłasową pościel
dogorywam zalana łzami
targam wątłym ciałem
jakby to miało cos zmienić
i w ostatniej modlitwie
wykonuję taniec nadziei
ręce mi drżą
potok myśli głowę wypełnia
czyżby to ostatnia już
moja chwila nędzna
bezdech powoli zaciska pierś
dławi w przełyku
i kłuje jak cierń
chciałabym krzyknąć
lub chociaż coś wyszeptać
lecz krtań zdrętwiała
na nic nie pozwala
z oddali echem
dobiega mnie nie głos
to śmierci chichot
przeszywa na wskroś
w dłoni paciorki
różańca świętego
ściskając nerwowo
odpływam daleko