Dziewiętnaście kilometrów (18 minut)
obiecana w dwuznaczności
jest na wyciągniecie mokrych ust
delikatny ślad na miękkim jedwabiu twej szyi.
Rozpalona chwila drżącą dłonią
pieści twój biust.
W szybszym oddechu jestem twój
i...niczyj.
Samotny parking jest świadkiem,
nic nie powie,
zachowa to dla siebie niczym najlepszy przyjaciel.
Grzech niepewnie zacumował w ogrodzie twych ud,
mokrej róży płatki musnął...
inaczej.
Czy można wciąż się rodzić i umierać?
Witać głębią oczu, żegnać piskiem opon
patrzeć?
Jak w osiemnaście minut
pokonujesz dziewiętnaście kilometrów
próbując zapomnieć,
próbując to zatrzeć...