X

Logowanie



Zapomiałaś/eś hasła? Przejdź do procedury resetującej.

Smugi kondensacyjne

Wiersz Miesiąca 0
wolny
2025-08-31 22:14
Kochaj mnie tak jak… Po prostu kochaj mnie…
(poczekaj, kartka wypadła mi z dłoni i zaszeleściła w przelocie z fałszywą lekkomyślnością)
… i furkoczą skrzydła puszystej ćmy, która wiruje wokół żyrandola,
wokół płomieni świec.

I uderza o klosz, wzniecając z pajęczyn szary pył zapomnienia.

Noc… Ta noc sina. Ta noc. Ta noc kolejna bez ciebie...
Ta noc, w której zostało zanurzone nasze życie.
Ta noc…

Wiesz, ja naprawdę cię kocham...

Siedzę teraz przy stole i piję, to znaczy piszę.
To znaczy jedno i drugie.

A kiedy się zapatrzę z szeroko otwartymi oczami, widzę jak idą w oddali złachmanieni mężczyźni
takim posuwistym krokiem w fufajkach i czapkach uszatkach.

Idą po lodowym, śnieżnym piekle syberyjskiej głuszy.
Po pustkowiu. Idący z siekierami drwale
z buchającymi im z ust obłokami pary.
Pod butami trzeszcząca, oślepiająca w słońcu biel.
Usypują się im spod butów grudki lodu. Wspinają się...

A ja wspinam się razem z nimi.. Ślizgam się.
Upadam. Wstaję. Idę dalej…
Ivan Denisowicz podaje mi rękę… Skąd tu nagle… Skąd, u licha, Sołżenicyn...

Skąd tu nagle… Nie wiem, skąd ta nagła wizja... Doprawdy…

Kołuje mi się w głowie.
Majaczą widma
od nadmiaru wrażeń...

Szklanka wyślizguje mi się z dłoni. Szklanka na wpół pełna i na wpół pusta.
Z odciskami palców. Z liniami papilarnymi. Z jednoznacznym daktyloskopijnym dowodem
konsumpcji.

Wiesz, siedzę i piszę, ale czy to ma być wiersz? Czy to miał być wiersz?
Sam nie wiem, co. Może trochę za dużo wypiłem,
na pewno za dużo,
bo zapomniałem, kto miał być mistrzem nocnej ceremonii…

Jurij Kostogłotow? A ten, co tu nagle?
Skąd się tu wziął?

Ach, to ten, co umiera na raka i zostało mu pół roku życia.
Idzie, natykając się na motor wyjeżdżający z bramy.
I jedzie wciąż pociągiem do tej kobiety, której nigdy nie spotka, bo wybrała innego.

A więc znowu Sołżenicyn.
Wygląda przez okno ubielonej, małej chatki na wiecznym osiedleniu.
Za nią rozległy horyzont. I zmierzch czerwonego słońca w chmurze owadów.

Szpaler zielonych topól
majaczący w dali.
Rozwiewane przez wiatr kondensacyjne smugi....

Dlaczego to jest
tak daleko?
Tak nieskończenie…

Aleksander ubogaca krajobraz jak tylko może.
I coś szepcze do mnie. I coś mówi.
Porusza milczącymi ustami
tak, jak wtedy, kiedy się widzi we śnie.

Tak jak wtedy, kiedy mówi coś do mnie mój umarły ojciec. Nie słyszę go. Nie dosłyszę.
Albowiem zagłusza go szum upływającego czasu.
I tętno bijącego serca w tej ekstazie milczącego skupienia.

Aleksandrze, mówisz coś do mnie. Wiem, podniosłeś się,
wprawdzie tylko na kolana, ale zawsze. Wiem… Macha ręką, jakby na pożegnanie.
I znika. Rozwiewa się w jakimś uniesieniu podczas odpływającej godziny sierpniowego skwaru.

Zostałem sam.

Czy ty mnie kochasz? Zwracam się znowu do ciebie, kochana.
To twoje milczenie. Ten twój upór...

Wiesz, była tu przed chwilą moja matka. Umarła.
Przed chwilą albo i wieki temu.
Nie wiem.
To wszystko jest zbyt zagmatwane.

Stała przy otwartym szeroko oknie, wtedy, opierając się rękami o lastrykowy parapet
któregoś sierpniowego popołudnia. W aureoli słońca jej włosy wznosiły się i opadały, jakby
od oddechu...

Lecz… Nie ma. Nie ma jej tu.
Znikła. Była mgnieniem.
Jak ten krótki błysk słońca na szybie poruszanej niczyją ręką.
Jak iskra.

I to zniknięcie…
To twoje,
matko…
Pamiętasz?

Czy pamiętasz jeszcze?

Podziwialiśmy samoloty lecące, te srebrne ptaki w kobaltowym niebie, któregoś tam święta…
I znowu te kondensacyjne smugi,
jakby powracające wciąż w to samo miejsce obłe ciała pierzastych węży...

Wtedy...

Te majestatyczne, masywne byty,
a jednak lekkie jak piórko.
I ze świstem wiatru
na ostrzach lśniących skrzydeł.

Na parapecie srebrna obrączka i łańcuszek. Zostały. I korale z plastiku bez żadnej wartości.
A jednak ..

Spójrz, jeśli widzisz.

Trzymam właśnie w dłoni twoje przetarte zdjęcie.
Jedyne. Choć nie jedyne wcale z młodości.

Popękana emulsja na twarzy,
na powiekach
zmrużonych od blasku.

Na krawędziach z plamami zacieków. Wygiętych.

Od ciągłych
powtórzeń.
... Od ciągłych...

(Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-31)

autor

Ocena wiersza

Wiersz został oceniony
1 raz

Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.

Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.





Komentarze

Kolor wiersza: czarny


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.



Autor poleca


Autor na ten moment nie promuje wierszy
Pokaż mniej



X

Napisz powód zgłoszenia komentarza do moderacji

X

Napisz powód zgłoszenia wiersza do moderacji

 

x
Polityka plików cookies

Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.

Klauzula Informacyjna

Szanowni Użytkownicy

Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).

W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.

O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.

Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.

Czytaj treść polityki prywatności