Sobota , słota i listopad.
wcześnie bo listopad
rano wstałem wyspany
dzień późno mnie dopadł
A co to za dzień
gdy leje od rana
na szybach rzeczywistość
mokro rozmazana
Iść nigdzie nie muszę
bo przecież sobota
lenistwo z przymusu
otuchy nie doda
Z bólem w kolanie
w końcu powstałem
połączę śniadanie
razem z obiadem
A przed kolacją
powspominam lato
i w lepszym humorze
znów się położę
Kolory powrócą
z nocą się pokłócą
ale w mych snach
rządzę tylko ja.