Droga
krwawię,
czarna woda wypływa z głębin,
ciemność sączy się,
powoli rozlewa swój żal.
Sięgałam po wszystko,
chwytałam świat,
a teraz—nic.
Tylko powolne krwawienie porażki.
Zbierasz mnie w ramiona,
chude, puste objęcia,
ty także jesteś wyprany z treści,
oprócz własnej szkarłatnej nici,
cichej ścieżki straty.
My, kochankowie, związani w cierpieniu,
uwikłani w ból,
żyjemy w schizofrenii dni,
rozbici przez uległość.
Ścieżka, kręta, bez końca,
rozmywa się w odległej przestrzeni,
w bieli
niechcianej miłości,
nieuniknionej.