Równonoc
Wybrała okrągły, szklany stolik,
jakby chciała transparentnością i kolistością
zmniejszyć wszelki możliwy dystans.
Wygładziła dół sukienki, po czym usiadła
z pełną gracją tyłem do reszty sali.
Gładkie uda poczuły wzajemne ciepło,
podbródek zaś spoczął na zimnych
od rześkiego mohito, splecionych dłoniach.
Przymknięte oczy harmonizowały
z namiętnym, nieustannym uśmiechem.
I tylko w odbiciu szyby można było dostrzec,
że oto zamarznięta dusza właśnie wita wiosnę.