Szkic
Pani zmarszczki
Póki nie przeorają twarzy
Na wylot
Czy zgodzi się Pani
Bym uśmiech ujęła w kreskach kilku?
Usmiech, co się błąka po ustach wyschniętych
Jak cień wrony po kamieniach
I tą falę siwizny, co na ramię spływa w nieładzie
Choć usilnie starała się Pani
Ujarzmić ją pajęczymi nóżkami wsuwek
Oko
Zakrzepłą w białku tęczówkę
Bladoniebieskie zmatowiałe szkiełko
A na koniec
Pani poskręcane dłonie
Jak korzenie
Uparcie wrosłe w życie
Ostatkiem sił kruszące przeznaczenie