Fala
Szybuje przez zmierzwiony grzbiet
Magnetycznej fali topornej
Ku toni go kusi syreni śpiew
W tej świątyni co od zarania
Na wezwanie świętego ducha jest
Modry obłok smętnie się słania
Pierwotny zagłusza wiew.
Wyrwie się sztormu obieży
Jeśli pilnie szuka, mierzy
Hen, wygląda suchy ląd
Skąd przebija słońca promień
Skąd chwalebny biegnie ton
Choć zduszony,
Ciepłym wiatrem niesie się pod nieboskłon
Ciepły wiatr zanosi wyżej
Zapach kwiecia w nozdrza ciska
Światło ciemność gasi, błyska
Gorejąca czystość nieba
Poszum górskiego potoku.
Nieśmiertelna zieleń drzewa.