Kiedy rzucisz iskrę znów
Rzuć niewiele żeby nie poznali choć pracowałeś nad tym długo kaganek kropidło i krew założyć buty jak przed każdą podróżą tym bardziej po śmierci która omija tych co dotkną węża słyszałem pękającą ziemię mówiąc otwarcie ziemia tu nie pęka burza nie wróży nie służy jak wśród wód
Zapali rzeka się gwałtownie sam ją ugasisz jesteś zdolny głazy łupiny orzecha otwierać ze słowa rozcierać zwiędlina którą widzieli wszyscy Boże czy nie można inaczej stogu wyschnięty z przeznaczeniem ofiara twoja zamysłem w nas samych ezoteryczna mowo zaklęta w odmętach
To samo widziałeś co i ja wcześniej zobaczą i potem już czyściej ty byś to miał gdybyś nie był poetą co jednak wklejone u ciebie głosie antycznej fali słonego rdzenia piękno tego błękity źródła nadziejów dzwonią kule wszędzie szukałeś kul z pękniętym sercem napiszesz już wcześniej nim wzejdziesz
Nie śmiałbym przez samą fizjonomię przełożyć cokolwiek bać się nie będę to jest przyjemne rzucanie iskier blaski i cienie huk armaty wystrzał początek lawiny czarnego snu w kapeluszu rekwizyty trafiają się co lepsze nie zapominajmy że mamy współczesność krańcowość i zabawa się kończy tym niemniej