Konwersacja
wylatują jak motyle latem
rozdrażniają ciepłe powietrze
ledwie muskając kwiaty budlei
ruchliwe jak sikorki zimą
nieledwie widzialnie porywają
ziarna słonecznika z karmnika
moje słowa
spadają na ziemię ciężarem
leżą tam w mozolnym bezruchu
tak szare że aż niewidoczne
układają się w brukowaną drogę
która zawsze prowadzi
w przeciwnym kierunku
twoje myśli
roztańczone na palcach
we frywolnym balecie
zachwycają widownię tak
że zapomniała o śmierci
wniebowstępują niesione
gromem owacji i zachwytem
moje myśli
zakute w ciężkie kajdany
obracają codzienny kierat
zwracając oczy mechanizmu
ku nastającej wciąż nocy
niby ramiona Atlasa
podrzymują twój świat
nigdy się nie spotkamy