Noc obmyje światłem piaszczyste nadbrzeże
zmierza dokąd chce)
Arrabal Fernando -Jądro szaleństwa - księga lęku
dni ubywało dni przybywało
wzrokiem błądzę szukam pośród drzew
znajomych w parku jakby te oczekiwały
po raz pierwszy własnych imion
gdy przechodzimy od iskry do płomienia
noc znów obmyje światłem piaszczyste nadbrzeże
kawiarnie opustoszały
słychać tylko uderzenie deszczu
idealny dzień by poczuć tęsknotę za niemożliwym
wyszukany luksus smutku
kiedy zamykam oczy mam pod powiekami
bujne drzewa (koło sklepu z papierosami )
końcami palców przekazują i dziedziczę pamięć
przesiąkam zapachem życia
przymykam oczy drzewo spod powiek
wciąż jest nade mną chwilami jak ja
potrafi ubrać się (w kurtkę przez nogi )
przewiązać saszetkę i tak chodzić ze mną
chyba myśli że ja lubię parodiować człowieka
wieczorne życie jak z brystolu z malowanym tłem
pod wpływem impulsu intuicyjnym odruchem
wypuszcza strzępy wydobywająca się z błękitu ciemność
zaczyna mówić o niedoskonałościach początkujących
pod powiekami pozostaje droga zawsze się zastanawiam dokąd
prowadzi osiemset metrów ciemności