***
Możesz iść, przed siebie. W mijanych
Płaszczyznach jawi się twarz prześladowcy, twarz nie będąca twarzą,
Kolejne z wielu luster. Nicość odbijająca
Pożyczone światło.
Szepczą liście rozwiewane ulicami.
To nie jest wiersz
To litania do serca wroga, do własnego wnętrza,
To zaklęcia szeptane wgłąb kości.
Będę o ósmej. Jeśli wypali. Samotny w tłumie, samotny przy tobie, sam -
Ze sobą, zaprószony ogień, zarzewie pożaru. Idzie się między wszystkich
Odnaleźć siebie, ugasić ten nieodłączny żar. Niebo - bezcelowe i czyste. Wydaje się,
Że wszystko jest - dokładnie tak. Na swoim
Miejscu. W chaosie złożeń. W ukradkowym spojrzeniu. W zdławionej mowie. W poszumie żółtych, zeschniętych traw. W bajkach dzieciństwa, w nieuniknionej śmierci.
Droga - przed siebie. Uparcie. Podobnie bezcelowo wiedzie rozjarzony szlak
Miriad istnień które były przede mną.
Węszę, po wilczemu, te zadawnione tropy.
Może znajdę ulotny kłębek
Twojego zapachu.