pustynnym deszczem
sromotne zgliszcza zniszczonego ptaka
słowa spalone jeszcze zeszłym latem
miłość ta naga obnażona krwią rozpala
czujesz jego konanie
słów niewiele pozostało
smak żaru i osocza w ustach
znakiem krwi co wypływa
spod zgliszczy zaułkiem marzeń
pustynnym deszczem nagą jawą
zziajany odległy skowyczący nocą
rozżarza zęby usta rozszerza
by znaleść upust żądzy kąszenia
zlizujac krew co się sączy po piersiach
spływa wzrokiem nagością kobiecą
odtaja ciało podniecając zmysły
i nagle urok czarnoksiężnika pryska
przed nim leży zniszczone ciało
sromotnie ukąszone przy przełyku
szyja w bruzdach rozszarpana
od zmysłów bestia ucieka
szept czy nawet ryk okrutny
z krtani wydobyty gardzieli gulgot
zrywa z siebie ostatnie nakrycie
przykrywa zniekształcone ciało
zatapia kły w tęsknocie krwawej
upust własnej nierządzy oddając