Papagena i Papageno
bo tam zawsze wieje sirocco,
czyniąc karambole i zmuszając chłopców
do chodzenia spać z kurami.
On strwonił całe swoje życie na marzeniach
o udoskonaleniu magicznej latarni.
Nocami po wielokroć wpatrywał się w La Stradę
i nigdy nie zwątpił w Felliniego.
Oboje spotkałam na muzycznym przeglądzie
opery dla dzieci. Kupili bilet na tę samą,
skuszeni tytułem. Nie poczuli, że nadeszła
dawno wymarzona chwila. Siedząc obok siebie,
wyglądali jak bliźnięta, każde było połówką
tego samego włoskiego orzecha