Odłamek ILIOSU
Przywołaj w pamięci czas, gdy o gród Troję,
rzesze walecznych, unosząc swe dłonie,
wznosiły modlitwy, ścierając się mężnie, niesyci wciąż bitwy.
Tak teraz Ci stoją. Wiatr siecze ulewą,
od wichru pogromu za drzewem się drzewo
kładzie. Jak koń, co na zadzie przysiada szerokim,
gdy zręczny woźnica w śmierć' nagłej padł mroki.
Ci sterczą uparcie, wstrzymane natarcie,
a ślepia przekrwione, każdy wbija w stronę,
gdzie ten, co nie myśli odwracać spojrzenia,
od twardych - być może - razów przeznaczenia.
Na mocy przysięgi, co padła z ust wodzów,
tym dwóm decydować o losach narodów,
by serc bohaterów, co krwią tętnią boga
do reszty nie wybić. Krew bowiem ich droga.
Więc pierwszy - Harpydon w te ozwał się słowa:
"Ateno! Niech dojdzie twych uszu ma mowa!
Wnijdź w moje ramię i prowadź ów pocisk,
a nie pożałuję na ołtarz twój kroci!"
I dłużej nie zwlekał, by Zeus Kronida,
któremu być może ta mowa się wyda,
zbyt pyszną i gromem porazi z wysoka,
więc cisnął swą włócznię, wierząc w celność oka.
Przecięła powietrze, a u kresu drogi,
po której zmierzała, stał gigant złowrogi -
sławny Ekalur, którego przodkowie,
po tysiąc lat żyli, nim czas ciężkich powiek
nie zamknął im wreszcie.
Więc cięła powietrze.
Lecz czujny Ekalur tarcz swoją nachylił,
i widać, że jemu przychylni nie byli bogowie,
bo wrył się grot spiżowy, a rzucił go cżłowiek.
Tak Harpydon cisnął, tak męskość naprężył,
że nie ma w świecie ludzi, takowych pawęży,
co by cios przyjęły tej włóczni.
Więc weszła głęboko w zaporę olbrzyma
i dalej się przeciska, widać że nie strzyma
i cios ten morderczy, co sekund trwał drobiny,
boskie ciało pół boga naraził na kpiny.
W słabiznę się wdarł gładko pod lewym ramieniem,
i oprzeć się nie mogły skórzane rzemienie,
czy skóra namaszczana - grot na wylot sterczy.
Z pleców zieje rana opodal nadnerczy.
I zachwiał się, ów gigant, co w przód nie znał trwogi.
Pierwszy raz ją ujrzał. Piaszczyste podłogi,
niewdzięcznym łożem zaścielone,
a śmierć nagłą dostał za żonę.