On
Schylając się zaraz
Patrzy prosto w brązowe oczy
Daje całusa
I niczym kocyk
Przykrywa jej twarz gorącem
Jednak za ciężkie to dla on wyzwanie
Jednak za proste to było
Gdy gorąc jeszcze nie znika z polików
Zabiera szczęście co było
Niczym starość nie chce się schylać
I już swój gniew na twarz wylewa
Wtem on mój przychodzi
A raczej przechodzi
Patrząc w niebieskie oczyma
I uśmiech się już na twarzy wylewa
Obydwu niebieskich stron
Lecz zaraz ta radość znika, umyka
Bo on już odchodzi stąd