Z pamiętnika byłej optymistki
Przypomniałam sobie,
że dzieciństwo nigdy nie smakowało słodko.
Nadzieja topniała jak kostka cukru w gorzkiej herbacie –
na dnie zostawał tylko osad przetrwania.
Wystarczała wtedy myśl o lepszym jutrze,
żeby nie musieć się chronić.
Przypomniałam sobie,
że niezabliźnione rany nie bolały,
bo nikt ich nie dotykał.
Myślałam, że wszyscy czują ten zapach –
waniliowy zapach jesieni,
ciągnący się przez zimę, wiosnę, lato…
przez milion godzin, w których milczałam.
Przypomniałam sobie,
jak każdy paciorek różańca miał idealny kształt.
Ich zamszowa powierzchnia głaskała myśli,
jakby dotyk mógł ukoić serce,
choćby na chwilę.
Przypomniałam sobie,
że las szumiał głośniej niż mój smutek.
Czy tylko ja słyszałam, jak liście śpiewają?
Ich głos splatał się z oddechem –
być chwilą,
być ulgą.
Dzisiaj sobie przypomniałam,
że szczęście samo nie umie rozkwitać.