Na arenie
Za chwilę wyjdę na wybieg, teraz mogę jeszcze popatrzeć na nią z ukrycia. Jej wzrok wbity we fruwającego między trapezami, wbity z taką siłą, jakby to on utrzymywał go w powietrzu. Wyraz ulgi, gdy bezpiecznie dotknął stopami areny. Jej ręce entuzjastycznie uderzające jedna o drugą dla… dla tego człowieka. Nie nazywam go inaczej, on nie ma dla mnie imienia, choć mówiąc „człowiek” czynię mu zaszczyt. Silny i zręczny, jak małpa, jest jednak człowiekiem, bo tylko człowiek może być tak nieludzki. Żebyś ty wiedziała, żebyś wiedziała…
On kończy występ, podchodzi do loży. Co robisz, co robisz?! Podajesz mu dłoń do ucałowania, jemu, wokół którego krąży zło i nieszczęście?
Moja kolej. W ten numer włożę cały mój kunszt, całe serce i uczucie. Muszę przemówić do ciebie gestem, ruchem, postawą i, choć postać ze mnie komiczna, przecież zrozumiesz, zrozumiesz, co tylko tobie pragnę powiedzieć.
Śmiech i oklaski. Dla kogo? Ach, dla mnie. Nie wiedząc kiedy, wyszedłem na arenę. Automatyzm działań i ruchów. Jestem jak nakręcana zabawka. Macham ramionami jak kogut, pieję, biegam, przewracam się, wypinam, by dostać kopniaka. Śmiejcie się głośno, głośniej! To zabawne, naprawdę zabawne patrzeć, jak ktoś dostaje kopniaka. Zapomina się wtedy o wszystkich kopniakach przyjętych z pokorą przez siebie. Moje numery są krótkie. Ot, byle zapchać przerwę między występami prawdziwych artystów. Zatkajdziura na arenę, wołają, gdy ktoś się spóźnia, gdy nie można uspokoić lwa, gdy magikowi zerwie się nić trzymająca dziesiątki chusteczek ukrytych w rękawie. O, a teraz, kończ zatkajdziura, wołają. Kończę, kończę. Jeszcze tylko finał – dla ciebie, najmilsza.
Klękam przed twoją lożą, uśmiecham się łagodnie, czule, kładę dłonie na sercu i po chwili wyciągam je ku tobie, piękna. Daję ci siebie. Dlaczego jesteś zdumiona, ty jedna wśród huraganu śmiechu? Patrz, płaczę, biorę w palce łzę, podnoszę ku tobie, jak relikwię. Roześmiałaś się? Dlaczego? Po raz pierwszy cię rozśmieszyłem. Nie wygłupami, sztuczkami, nonsensami, lecz szczerym uczuciem.
Schodzę już, schodzę, nie wołajcie. Schodzę powoli, żegnany śmiechem i oklaskami i jeszcze raz potykam się. Naprawdę się potknąłem, upadłem boleśnie, dlaczego się śmiejecie, to boli.
Ocena wiersza
Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.
Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.
Komentarze
Kolor wiersza: zielony
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Można tez przytoczyć Gogola... z czego się śmiejecie - z siebie się śmiejecie ...
Ciekawy myk z powtarzaniem, no i główny bohater wciąż aktualny.
Pozdrawiam
Inne wiersze z tej samej kategorii
Inne wiersze tego autora
Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.
Szanowni Użytkownicy
Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).
W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.
O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.
Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.
Czytaj treść polityki prywatności