München (styczeń '23)
i witrynami markowych sklepów
wciąż te same średniowieczne
krzyki błąkających się demonów.
Betrunkene królowie świata,
damy dworskie z podartymi Strumpfhosen,
tureccy zdobywcy Zachodu,
oświetlone wieże kościołów.
Moja mniszość skuliła się w sobie.
W sercu zakłuło, z ust popłynęło ciche:
《Jezu, ufam Tobie...》
Środek nocy narzucił na to miasto
płaszcz opętanego władcy piekieł.
Biegiem przedostałem się do samochodu.
Cisza.
Najpierw modlitwa za ten poraniony świat
— za ludzi bez miłości.
Czas układał się znów w spokojną melodię
bezdźwięcznego trwania.
Zaczęła powracać pustynia.
《Nie pasuję już do tego świata,
ale niech będzie wola Twoja》
Wyszedłem z auta na ulicę.
Idę, wzrokiem szukając tych,
którzy również wzrokiem proszą
o modlitwę