Wieczór listopadowy
Świecą tak jasno kosmiczną mocą
Może dlatego, że nie ma tu Ciebie?
Ta noc nie będzie już tamtą nocą
Oddech zabiera chłodne powietrze
Jednego wieczora, jednej jesieni
Gałęzie kołyszą się na wietrze
Puste od pomarańczy, czerwieni
Straszliwych drzew na niebie kontury
Niepodobne do dziennych
A liście z nich zwisają jak sznury
Po samobójcach jesiennych
Surowy odcień księżycowej kuli
Pytanie wykrzyczane
Co oni wtedy czuli?
...
Dlaczego tak późno zadane?
