Ubrana w kwiaty
szła ścieżką, gdzie maki szeptały do siebie.
Powietrze było nasycone zapachami lata —
miodowe, ziołowe, zmienne jak wiatr.
Na głowie miała wianek z rumianku i traw,
a w oczach ciszę błękitu, co nie zna granic.
Szła bez celu, lecz z sercem otwartym,
każda chwila prowadziła ją ku szczęściu.
Wiatr dotykał jej ramienia z czułością,
a słońce, jak malarz, rozświetlało sukienkę.
Świat był miękki, łagodny, pulsował od życia,
jakby śnił o niej i tylko dla niej istniał.
Młodość była chwilą, a jednak — całym światem.
W tej sukience, w tym dniu, w tym ruchu —
niosła istnienie lekkie, czyste, niepowtarzalne.