drżałam w półmroku tętnem kolibra
w ciasno zawiązanym koku
rzemyki wpijały się wątłe pęcinki
sukienka podkreślała
„wiosenną bujność traw”
siedziałeś jak zawsze z tlącym cygarem
szukając słońca w niedopitej whisky
plecami do niepokojów
wydmuchując spore okręgi
zatrzymałam czas
na jeden rzut. okiem
przeszył mnie dreszcz
przysiadłam się niby. pewna
zazdrościłam tej szklance
którą podniosłeś do ust
zieleń tęczówek oplatała bluszczem
naprzeciwko twoich moje uda
zabawa. kto dłużej nie zamknie oczu
usta nabrzmiałe milczeniem. dziki magnetyzm
fortepianowe nuty zapętlają myśli
skraplając powietrze
odurzeni jazzem
czy sobą