*** (Jakże opiewać mam...)
Będąc świadomym męki i horroru
Tych tu zesłanych, zrodzonych dla bólu,
O których ty nie dbałeś, niebios królu...
Jak mam opisać księżyca pieniążek
I drogi wolnych, roześmianych książek,
Gdy ci zrodzeni w dożywotniej klatce
Byli w rozpaczy odebrani matce?
Jak można zachwyt nad lasami głosić,
W szyszkach poranki do kuchni zanosić,
Gdy oni nigdy ust zielonej trawy
Nie tknęli ani poznali zabawy?
Jak chwalić boga wizjer mam miłosny
I telewizję zakochanej wiosny,
Kiedy jasnego nie widzieli słońca
Od zbędnych zrodzin aż do cierpień końca!
Jak mogę sławić brzóz wiotkich pył złoty
I cicho-ciemne, wieczorowe koty,
Kiedy ohydy piekła to nie zmienia --
Nie zgładzi piękno żadnego cierpienia...
Bym strofy pisał swoje wy krwawicie,
-- Na to dajecie swe jedyne życie,
Gdy na niewinnym rozpostarci krzyżu
Czekacie łaski bez Boga w pobliżu.
Potrzeba nam więc dziś pieśni bezbożnej
Herezji nowej, naszym ojcom zdrożnej
Która to w waszym, zbiorowym imieniu
Wypowie wojnę okrutnemu cieniu...
Więc pragnę wojnę, wojnę wypowiadać,
Miast śmiesznym rymem po próżnicy gadać...
Lecz wciąż, wciąż każda, zapisana karta
Krwią waszą dana, i z grzbietu wydarta!
Zmażęż ja moje bezczynu przewiny
Nowymi walki, krzyku pergaminy?
Już nowe czasy, i nowi mistrzowie...
Wy z labu, z chowu, skrzywdzeni zwierzowie!...