Na polu pełnym niczego
towarzyszyła słoneczna godzina.
Gorąca gleba puchła
od nadmiaru wyziewów,
spotęgowanych pamięcią
poprzedniego rozrodu.
Ziarna połknięte głęboko,
czekać miały na pokój.
Ten był daleko...
W umysłach pozostałych ludzi,
czaiła się niepewność jutra
zrozumiała dla swoich
- egzotyczna dla obcych.
Piękne pola i miłość
opleciona pnączami tradycji.
Ziemia zapłodniona.
I tylko przyszło czekać
czy znów nie przejadą
po niej czołgi.
Pojadą a biedaczka osiądzie
w ramionach niczego.