X

Logowanie



Zapomiałaś/eś hasła? Przejdź do procedury resetującej.

spotkanie z Mistrzem

Wiersz Miesiąca 0
proza wierszowana
2023-06-05 07:41
To była jedna z wielu bezsennych nocy. Przysiadła do biurka i włączyła laptop. Kliknęła w ulubiony folder, otworzyła e-książkę i pogrążyła się w lekturze. Od dawna była zainteresowana nie tylko jego twórczością, ale i osobą. Dzieliło ich zaledwie jedno piętro, a zdawało się przepaścią nie do pokonania. Często przypadkowo mijali się na klatce schodowej, kłaniając się sobie po sąsiedzku. On jednak, ani przez moment nie zatrzymał dłużej na niej wzroku. Jej brakowało odwagi, by go po prostu zaczepić. Czas mijał, a jej uczucie stawało się coraz większe.

*

Za panem pójdę choć­by do pie­kła. Przy­pię­ta agraf­ką do klapy w ma­ry­nar­ce. Pań­ska po­ezja, która pły­nie nie­ba­nal­ną me­ta­fo­rą, onie­śmie­la. Każdy rytm i ak­cent ma zna­cze­nie. Czy­ta­jąc zaś prozę, prze­no­szę się w pań­ski świat cał­kiem płyn­nie. Cho­ciaż muzą nigdy nie zo­sta­nę, to w wy­obraź­ni tań­czę dla pana, do­ty­ka­jąc lekko po­in­ta­mi po­wierzch­ni pach­ną­cej ka­la­fo­nią. Mogę być i efe­me­rycz­ną isto­tą, byle na chwi­lę pana za­trzy­mać.

Tak więc prze­nie­śmy się do nie­wiel­kiej sali, ścia­na na wprost jest lu­strza­na. Po pra­wej stro­nie pia­ni­sta gim­na­sty­ku­je palce, lekko mu­ska­jąc kla­wi­sze for­te­pia­nu. Po­wo­li dźwię­ki spla­ta­ją się w me­lo­dię, szo­pe­now­ską wa­ria­cję. Wiem, wo­lał­by pan za­pew­ne Bacha, ale Szo­pe­na trze­ba grać przede wszyst­kim z sen­sem, a nie dla osią­gnię­cia efek­tu. Chcę sku­pić na sobie pań­ską uwagę. Za­czy­nam de­li­kat­nie od środ­ka sali serię pi­ru­etów, z wy­so­kim pod­sko­kiem, a potem ara­be­ska z de­li­kat­nym prze­dłu­że­niem dłoni mgieł­ką, ręce stają się skrzy­dła­mi. Pod­bie­ram od dołu do góry po­wie­trze. Tiu­lo­wa su­kien­ka co rusz unosi się, to upada. Póź­niej "passe" i "re­le­ve", kilka "rond de jambe par terre". Pan do­ga­nia mnie roz­ma­rzo­nym wzro­kiem, lecz na­stał czas na "re­ve­ren­ce".
Po chwi­li wy­cho­dzi­my pod rękę, długi ko­ry­tarz, mia­ro­wy od­głos kro­ków. Prze­ci­nam ciszę.

– Czy znaj­dzie pan dla mnie chwi­lę? – za­wsty­dzo­na pytam.

– Nie­ste­ty, mam inne plany…
 
*

Dzwo­nek do drzwi, fan­ta­zja ule­cia­ła. Nie­za­do­wo­lo­na otwie­ra z miną prze­stęp­cy. Na­tych­miast ugię­ły się pod nią ko­la­na, na widok Mi­strza.
 
– Mo­gła­by pani de­li­kat­niej ska­kać? Myśli ze­brać nie można, a co do­pie­ro pisać. – Spoj­rzał po­dejrz­li­wie. – Miesz­kać pod panią, to praw­dzi­wa ka­tor­ga!
 
  ***
Obu­dzi­ła się roz­anie­lo­na. Go­dzi­na szó­sta czter­dzie­ści dwie, a ona w szla­fro­ku po­dzi­wia je­sien­ną przy­ro­dę. Drze­wa prze­far­bo­wa­ne na rudo i bur­gund z do­miesz­ką żół­te­go. Wokół ko­ją­cy świer­got pta­ków, co praw­da niebo jesz­cze za­cią­gnię­te le­ni­wy­mi chmu­ra­mi, ale bę­dzie do­brze. Jest na­krę­co­na jak ruski bu­dzik i szczę­śli­wa jak gwiz­dek. Dzi­siaj jej uro­dzi­ny. Na­stęp­ny rok udało się jakoś eg­zy­sto­wać na gra­ni­cy umiar­ko­wa­ne­go ra­cjo­na­li­zmu z nie­wiel­ką do­miesz­ką sza­leń­stwa.

Po­ran­na to­a­le­ta nie zaj­mu­je jej zbyt wiele czasu, bo póki co, nie musi jesz­cze two­rzyć sobie ko­sme­ty­ka­mi twa­rzy, ko­rzy­sta z wła­snej. I hop – do pracy. Dzień mija szyb­ko i przy­jem­nie, wspól­ny pre­zent od współ­pra­cow­ni­ków, za­pew­ne trzy­dzie­sty pa­mięt­nik i bu­kiet żon­ki­li.
Wszyst­ko by­ło­by ide­al­ne, gdyby nie jej po­mysł. Oczy­wi­ście, w gło­wie miała tylko jeden plan – zbli­żyć się do Mi­strza.

Wró­ci­ła do domu, wzię­ła szyb­ki prysz­nic. Wło­ży­ła ołów­ko­wą su­kien­kę (sza­leń­czo ob­ci­słą) w ko­lo­rze krwi­stej czer­wie­ni, z od­kry­ty­mi ra­mio­na­mi. Upię­ła luźny kok z ar­ty­stycz­nie opa­da­ją­cy­mi ko­smy­ka­mi. Wy­ję­ła z kar­to­nu swoje naj­cen­niej­sze szpil­ki, srebr­ne na wy­so­kim ob­ca­sie. Spoj­rza­ła w lu­stro – Ge­nial­nie! – po­my­śla­ła.
Ze stołu w kuch­ni wzię­ła wy­ło­żo­ny wcze­śniej na pa­te­rę, za­ku­pio­ny u Pa­na­ So­wy tort bez­owy z tru­skaw­ka­mi i wa­ni­lią. No i czas na plan Sza­chraj­ki. „Cho­le­ra, tro­chę cia­sna ta su­kien­ka, zwłasz­cza w oko­li­cach kolan, mam chód jak Ja­pon­ka. Ale dam radę” – po­my­śla­ła. Scho­dzi pię­tro niżej, serce wy­ry­wa się jej z klat­ki, jak go zo­ba­czy, to pew­nie od razu wsko­czy do tortu. Wzię­ła dwa głę­bo­kie od­de­chy i wci­snę­ła dzwo­nek. Otwo­rzył za­sko­czo­ny jej wi­do­kiem.

– Dobry wie­czór, chcia­łam pana prze­ku­pić za za­kłó­ca­nie miru do­mo­we­go – wy­ją­ka­ła i oblał ją ogrom­ny ru­mie­niec.

– Witam, wła­śnie pi­sa­łem… – od­po­wie­dział zdzi­wio­ny wi­do­kiem wy­szta­fi­ro­wa­nej są­siad­ki – Pro­szę wejść. – Za­ma­szy­stym ru­chem za­pro­sił ją do środ­ka.

W tym mo­men­cie pod jej nogi za­plą­tał się kot wła­ści­cie­la. Upa­dła z całym im­pe­tem na dywan, razem z tor­tem…

– Be­he­mot! Nic ci nie jest?! – Za­tro­ska­ny pod­sko­czył do kota. – Panią chyba z sa­me­go pie­kła mi ze­sła­no! – wy­krzy­czał.

– Prze­pra­szam! – wy­du­ka­ła.

Kom­pro­mi­ta­cja, którą sobie za­fun­do­wa­ła, była nie do znie­sie­nia. Miała obite ko­la­na, su­kien­kę w tru­skaw­kach, umo­ru­sa­ną kre­mem twarz. To był naj­lep­szy mo­ment, by za­pa­dła się pod zie­mię. Z ca­łych sił sta­ra­ła się nie wy­buch­nąć pła­czem. Kiedy sprzą­ta­ła co więk­sze ka­wał­ki, Mistrz, wku­rzo­ny do gra­nic, po­ma­gał jej, by zy­skać na cza­sie i jak naj­szyb­ciej po­że­gnać…

– Tylko się prze­bio­rę i obie­cu­ję, że wszyst­ko przy­wró­cę do stanu pier­wot­ne­go – za­pro­po­no­wa­ła.

– Pro­szę się nie kło­po­tać, po­ra­dzę sobie! – Po­wie­dział zde­cy­do­wa­nym tonem i z ulgą za­mknął za nią drzwi.
 
*

Wró­ci­ła do miesz­ka­nia fi­zycz­nie i psy­chicz­nie obo­la­ła. Miała być zwiew­na i uwo­dzi­ciel­ska, a jak zwy­kle wszyst­ko schrza­ni­ła. „Cho­ler­ny kot. Już ja go za­ła­twię” – po­my­śla­ła. Prze­szu­ka­ła in­ter­net – po­moc­nik do po­zby­cia się ry­wa­la. Za­pi­sa­ła na małej kar­tecz­ce nazwę spe­cy­fi­ku. Po chwi­li emo­cje pu­ści­ły i roz­pła­ka­ła się jak dzie­ciak.
Przez na­stęp­ny ty­dzień cho­dzi­ła wy­łącz­nie w spodniach, bo jej ko­la­na były otar­te i po­si­nia­czo­ne. Wy­cho­dzi­ła do pracy pół go­dzi­ny wcze­śniej, by tylko nie spo­tkać w prze­lo­cie Mi­strza, wra­ca­ła wie­czo­rem. Pa­łę­ta­ła się za­ła­ma­na po ciem­nych ulicz­kach. Po­sta­no­wi­ła już nigdy wię­cej nie za­wra­cać mu głowy, i tak już się jej boi i za­pew­ne ma ją za wa­riat­kę.

Jej ko­le­żan­ka z pracy wy­ku­pi­ła jakiś czas temu oka­zyj­nie wy­ciecz­kę na Wyspy Ka­na­ryj­skie, na którą miała le­cieć z mężem. Ten jed­nak nie­for­tun­nie sta­nął na kra­węż­nik i zła­mał nogę. Jako że Łucja była już na­sta­wio­na na zmia­nę oto­cze­nia, upro­si­ła ją, by zo­sta­ła jej to­wa­rzysz­ką. Zgo­dzi­ła się nie­chęt­nie, bo to spory koszt, ale z dru­giej stro­ny – po­my­śla­ła – “mam ty­dzień swo­bo­dy i przede wszyst­kim bez przy­pad­ko­wych spo­tkań – broń Boże – z Mi­strzem”.
Spa­ko­wa­ła bez en­tu­zja­zmu wa­liz­kę, wrzu­ci­ła kilka nie­zbęd­nych rze­czy i hajda na lot­ni­sko. Ledwo zdą­ży­ły na od­pra­wę. Nie­ste­ty nie miały miej­scó­wek bli­sko sie­bie. Usia­dła zde­cy­do­wa­nie na trzy­dzie­ste dru­gie miej­sce.

– Czy pani mnie śle­dzi? – usły­sza­ła zna­jo­my głos. Prze­szły ją ciar­ki. Od­wró­ci­ła zdu­mio­na głowę w bok, i uj­rza­ła ni­ko­go in­ne­go, jak tylko Mi­strza. Do­sta­ła na­tych­miast czkaw­ki.

– Skąd. To przy­pa­dek. A może prze­zna­cze­nie? – nadal czka­jąc rzu­ci­ła przez zęby.

– Za­czy­nam bać się o nasze lą­do­wa­nie!!! – prze­ra­żo­ny stwier­dził.
 
Przy jego nodze stała klat­ka z Be­he­mo­tem, który sie­dział wpa­trzo­ny w nią błysz­czą­cy­mi śle­pia­mi.
 
*
 
Czuła się coraz bar­dziej skrę­po­wa­na czkaw­ką. Mistrz spo­glą­dał na nią znie­sma­czo­ny. Po­pro­si­ła pięk­ną ste­war­des­sę o dwa drin­ki naraz. Ta uśmiech­nę­ła się do niej, współ­czu­jąc gro­te­sko­wej sy­tu­acji. Wy­pi­ła szyb­ko jeden po dru­gim na roz­luź­nie­nie, ale cho­ler­na czkaw­ka nie ustą­pi­ła.

– Droga pani, skoro już pani sie­dzi obok, to pro­szę o chwi­lę ciszy, nie mogę się sku­pić na tek­ście – roz­wście­czo­ny do­ciął.

– Prze…czka…pra…czkam – wy­beł­ko­ta­ła ob­la­na naj­po­tęż­niej­szą falą wsty­du. W tym cza­sie kocur za­miau­czał zwy­cię­sko.

„Już ja cię za­ła­twię fu­trza­ku!” – obie­ca­ła sobie w my­ślach.
Po­sta­no­wi­ła pójść do to­a­le­ty i wypić tyle wody, aż do skut­ku, choć­by eks­plo­do­wał jej brzuch. Potem na­pi­sze li­ścik do Łucji, by za­mie­ni­ła się z nią miej­sca­mi. Wsta­jąc z gra­cją, wy­pro­sto­wa­ła plecy i jakby w zwol­nio­nym tem­pie, uwo­dzi­ciel­skim kro­kiem, który prze­ry­wa­ło czka­nie, otwo­rzy­ła drzwi do to­a­le­ty. Ode­tchnę­ła, bo oba­wia­ła się po­tknię­cia.

Spoj­rza­ła z po­li­to­wa­niem w lu­stro, w tej samej chwi­li zda­rzy­ło się coś nie­wy­tłu­ma­czal­ne­go. Po­czu­ła prze­dziw­ny ścisk gar­dła, skurcz ciała wstrzą­sał nią o drzwi, po­wo­du­jąc po­tęż­ny hałas.
Pod­świa­do­mie wie­dzia­ła, że to spraw­ka kota. Wła­śnie w tej chwi­li prze­ko­na­ła się, jak ogrom­na jest to­a­le­ta, a umy­wal­ka nie­osią­gal­na. Prze­ra­żo­na spoj­rza­ła na swoją dłoń, która wła­ści­wie była łapką rudej mysz­ki. Ubra­nia i buty znik­nę­ły. Wpa­dła w to­tal­ną pa­ni­kę. „Jak mnie znaj­dą, to za­bi­ją. Co robić?''. Czas mijał, a ona nie od­zy­ski­wa­ła daw­nej po­sta­ci. Po dwóch kwa­dran­sach ktoś za­czął do­bi­jać się do to­a­le­ty. W końcu po wielu py­ta­niach za­tro­ska­ne­go per­so­ne­lu, na które rzecz jasna nie mogła za­pisz­czeć, awa­ryj­nie otwo­rzo­no drzwi. Wy­bie­gła co sił w stro­nę końca po­kła­du, wzbu­dza­jąc wszech­obec­ną pa­ni­kę.

W gło­śni­kach roz­legł się głos.

– Dro­dzy pań­stwo, je­stem ka­pi­ta­nem lotu, i z przy­kro­ścią in­for­mu­ję, iż z po­wo­du myszy na po­kła­dzie, mu­si­my awa­ryj­nie wy­lą­do­wać na naj­bliż­szym lot­ni­sku. Za utrud­nie­nia prze­pra­sza­my. Pro­szę o pro­ce­du­ry do lą­do­wa­nia.
Nie mi­nę­ło pięć minut, na po­kła­dzie pa­no­wał gwar i prze­ra­że­nie, pilot o ni­skim gło­sie, po­now­nie podał wia­do­mość.

– Pro­si­my panią Mał­go­rza­tę Angel o na­tych­mia­sto­we zgło­sze­nie się. Po­wta­rzam, pro­szę pa­sa­że­ra miej­sca trzy­dzie­ści dwa o na­tych­mia­sto­we za­ję­cie fo­te­la!

– Wie­dzia­łem, że to wa­riat­ka, ale nie są­dzi­łem, że aż taka… – wy­beł­ko­tał pod nosem po­iry­to­wa­ny Mistrz.

*
Ja­kimś cudem udało się jej prze­ci­snąć przez pla­sti­ko­wą rynnę ochra­nia­ją­cą kable. Prze­bie­ra­ła łap­ka­mi bar­dzo spraw­nie, byle do przo­du. Wy­stra­szo­na, wy­gry­zła mały otwór i wci­snę­ła się przez szpa­rę nie­do­mknię­tych drzwi do ja­kie­goś po­miesz­cze­nia. Oka­za­ło się, że to to­a­le­ta per­so­ne­lu. W tej chwi­li po­czu­ła zna­jo­my ból i wró­ci­ła do ludz­kiej po­sta­ci. Było tylko jedno ale – stała naga. Uchy­li­ła lekko drzwi i za­czę­ła na­wo­ły­wać:

– Czy ktoś mnie sły­szy? Hallo? To ja, po­szu­ki­wa­na Mał­go­rza­ta!!
Po kilku mi­nu­tach do drzwi po­de­szła jedna ze ste­war­dess. Ode­tchnę­ła z ulgą i na­tych­miast zgło­si­ła ten fakt pi­lo­to­wi. Zdzi­wio­na bra­kiem ubrań pa­sa­żer­ki, które w spo­sób nie­wy­tłu­ma­czal­ny znik­nę­ły, uży­czy­ła jej za­pa­so­wej gar­son­ki służ­bo­wej oraz spor­to­wych butów. Po­mo­gła rów­nież do­pro­wa­dzić fry­zu­rę Mał­go­rza­ty, do względ­ne­go ładu.

– Pro­po­nu­ję pani, na miej­scu sko­rzy­stać z po­ra­dy psy­chia­try, do­praw­dy nie trze­ba się wsty­dzić. – Do­ra­dzi­ła dziew­czy­na.

– Dzię­ku­ję bar­dzo, tak też zro­bię. – Po­dzię­ko­wa­ła za tro­skę. Od­pro­wa­dzo­no ją na miej­sce jak więź­nia.
Mistrz był blady ze zło­ści.

– Czy zdaje sobie pani spra­wę, ja­kie­go za­mie­sza­nia na­ro­bi­ła swoim znik­nię­ciem? – wy­ce­dził, od­su­wa­jąc się ase­ku­ra­cyj­nie od jej fo­te­la – i dla­cze­go prze­bra­ła się pani za ste­war­des­sę?

– Mia­łam mały wy­pa­dek w to­a­le­cie, po pro­stu za­po­mnia­łam pod­nieść klapę, a siu­sia­łam…więc… – wy­my­śli­ła w miarę szyb­ko lo­gicz­ne uspra­wie­dli­wie­nie.

Chcia­ła po­wie­dzieć, że to ona była mysz­ką i już nie ma po­trze­by lą­do­wać, ale ugry­zła się w język.

– Czy mogę po­gła­skać pań­skie­go kota? – za­py­ta­ła ze­stre­so­wa­na.

Mistrz spoj­rzał na nią spod oku­la­rów i nie­chęt­nie kiw­nął głową. Wło­ży­ła rękę do klat­ki i na­tych­miast wtar­ła kro­ple za­ku­pio­ne­go przez in­ter­net spe­cy­fi­ku w kark roz­wście­czo­ne­go kota.
 
wariacja na temat "Mistrza i Małgorzaty" M. Bułhakowa- (proza fantasy)

Dedykuję Pięknocie;)
autor

Ocena wiersza

Wiersz został oceniony
6 razy
Treść

6
4
5
2
4
0
3
0
2
0
1
0
0
0
Warsztat

6
2
5
4
4
0
3
0
2
0
1
0
0
0

Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.





Komentarze

Kolor wiersza: zielony


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.


Anielska Łza
Anielska Łza
2023-06-10
Widzę Bezko, że dobrze się czujesz zarówno w świecie poezji jak i w świecie prozy :) Gratuluję lekkiego pióra! Pozdrawiam cieplutko :)

Kika88
Kika88
2023-06-05
Świetny wiersz
Pozdrawiam serdecznie:)


bez definicji
2023-06-06
Dziękuję bardzo za czytanie tego dłuuuugiego tekstu!
Pozdrawiam ciepło - Bezka:)

rafal_sulikowski<sup>(*)</sup>
Wyślij do "Twórczości". Wyżej w Polsce się nie da...


bez definicji
2023-06-06
Demi - mnie wystarczy w zupełności to co mam obecnie. Ale doceniam Twoją opinię.
Pozdrawiam - Bezka:)

kmalenka8
kmalenka8
2023-06-05
Wielce udany tekst! Pozdrawiam Bezko serdecznie 🙂⭐🍀


bez definicji
2023-06-05
Witaj kochana działkowiczko!
Kłaniam się nisko i dziękuję za czytanie:)) Życzę PIĘKNEJ pogody na kawałeczku Raju!
Całusy - Bezka!

Beata1
Beata1
2023-06-05
Świetny kawałek prozy.
Pozdrawiam serdecznie :)


bez definicji
2023-06-05
Bardzo mi miło za taką ocenę. Ja ze swojej strony dziękuję za czytanie i ślad oraz poświęcony czas:)
Pozdrawiam - Bezka:)

ajw
ajw
2023-06-05
Fajnie się czytało. Jesteś równie dobra w prozie jak w poezji :)


bez definicji
2023-06-05
Myślę, że w poezji sporo kuleję, natomiast prozę kocham z całego serca. Napisałam wiele opek, może jeszcze jakąś wstawię;))
Radość mi uczyniłaś obecnością i czytaniem - Bezka:)

Waldi1
Waldi1
2023-06-05
bardzo pięknie ...duża praca i dobra bardzo praca ...


bez definicji
2023-06-05
Waldi - dziękuję i szanuję, że zechciałeś poświęcić dla mnie tyle czasu:)
Pozdrawiam ciepło i dziękuję za docenę:) - Bezka:))

Elżbieta
Elżbieta
2023-06-05
Bezko!, nie znajduję wprost słów... to jest fantastyczne!, cudowne! nadzwyczajne!Jesteś Wielka!!!
Całuję Ciebie z podziękowaniem za przedpołudniową ucztę!, którą zamierzam sobie serwować i w inne dni, więc zabieram Twój utwór:))⭐💕


bez definicji
2023-06-05
Kłaniam się Elu, bardzo mnie uszczęśliwiła Twoja opinia! To miło czytać taką opinię, prozę napisałam około dwóch lat temu, szczerze mówiąc o wiele swobodniej czuję się w prozie, zwłaszcza fantasy lub sf.
Dziękuję Ci za ogrom czasu, bo nie jest zbyt krótka, Przyjaciel radził mi ją podzielić, ale wówczas nie byłaby taka spójna, co do charakteru niesfornej Małgorzaty.
Całusy ogromiaste i wielkie podziękowania - Bezka:))


Pokaż mniej


X

Napisz powód zgłoszenia komentarza do moderacji

X

Napisz powód zgłoszenia wiersza do moderacji

 

x
Polityka plików cookies

Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.

Klauzula Informacyjna

Szanowni Użytkownicy

Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).

W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.

O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.

Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.

Czytaj treść polityki prywatności