Bezcielesny Płomień, Gotycka Alkowa Dusz
W tym gotyckim misterium, gdzie zmysły umarły, rodzi się miłość, co transcenduje plugawe namiętności śmiertelników. Lecz oto chwila, jak pęknięcie czaszki świętego, burzy nasz niematerialny sakrament. W twych źrenicach, dotąd spokojnych jak sadzawki w noc bezksiężycową, migocze cień – pragnienie? Skaza na nieskalanej tafli? Moje serce, atłasową trumną zamknięte, drga spazmatycznie, niczym nietoperz zbudzony ze stuletniego snu. Czyżby w labiryncie dusz naszych, gdzie echa grzechu pierworodnego wciąż się snują, zapłonął zakazany owoc poznania? Czyżby niewinność, niczym alchemiczne złoto, miała się w proch obrócić?
W surrealistycznym pejzażu naszych umysłów, zegary topnieją jak łzy aniołów, a drzewa o gałęziach z ludzkich kości wyciągają nieme lamenty ku purpurowemu niebu. Nasza miłość, dotąd abstrakcyjna jak geometria nieskończoności, staje na krawędzi przepaści, gdzie byt spotyka się z nicością. Czy zdołamy ocalić ten efemeryczny płomień, tę bezcielesną ekstazę, przed żarem zmysłów, co niczym piekielny ogień trawi wszystko na swej drodze? Czy pozostaniemy w objęciach czystej idei, czy staniemy się upadłymi aniołami cielesnej udręki?