wyrok
że sobie uwierzyłam ot tak jak gdyby jeszcze
nic się nie wydarzyło a rama była pusta
choć wszystko pozostało gdzieś na obrzeżu lustra
i teraz zęby szczerzy gdy patrzę mu wprost w oczy
czy nadal tobie wierzyć . życie . ty co uroczysz
i mamisz obietnicą z dnia na dzień powtarzaną
że wciąż przede mną przyszłość a lustro chociaż ramą
zamknięte jest na codzień to muszę znaleźć siłę
odbicie snów odmłodzić i stać się tym motylem
co pierwszy raz pofrunął z wiatrem po słońca dotyk
nim stanie się za późno by poczuć życia gotyk
strzelisty jak marzenia te którym dałam wiarę
że mimo urodzenia nie jestem tu za karę
więc choć przyjęłam wyrok to bunt się rodzi we mnie
by ciebie walnąć w ryło . odlecieć w lustra głębię
tam zmienić się w motyla co w skrzydłach wiarę nosi
że mimo twoich przywar ja wciąż cię nie mam dosyć
.
nadziejo matko naiwnych
jesteś mi wybawieniem
przed okiem patrzącym krzywo
przed zbyt natarczywym cieniem
upinasz mi co dzień włosy
kokardą z kolorów wielu
by mojej duszy niedosyt
przez moment opuścił czeluść
tego ziemskiego padołu
co pięknem przyrody tak mami
choć przemoc rozsiewa w okół
ty jedna matko mnie zbawisz
i dasz mi snów ukojenie
wybawisz od mocy złego
oka co patrzy przeze mnie
by ukryć się w cieniu niebios
.
powyszywam snów cekiny
na błękitne nieba płótno
aż ten księżyc srebrno-siwy
twarz wystawi nazbyt smutną
i spod oka spojrzy na mnie
jak na ptaka co bez skrzydeł
wzniósł się w górę tak paradnie
i z gwiazdami tworzy żywe
korowody niedościgłe żadną miarą ni potęgą
kiedy wiosna nawet w zimie czuje jaśminowe piękno
.