Nie mam pomysłu na wiersz...I
nie bujam już w obłokach, od nowa ma głowa w lekach
by ją pobudzić, wypijam dwie kawy z rana
potem rozczuli mnie widok mej enklawy nazad
Przez meandry chadzam mego umysłu na wspak
bo od siebie chcę dawać, lecz wciąż wśród zmysłów matnia
Nie mogąc wydobyć z siebie nawet najmniejszej cząstki
stać mnie w tym bezpłciowym wierszu na zaledwie odcisk
Jak zechcę modlić się to po prostu to robię
w przeciwieństwie do weny, która przychodzi na odchodne
z tych strof dziś nadto błądzę by coś w mig lazło po mnie
po to bym zasnął po tej konstrukcji wierszopodobnej
Lecz dogodne mam jak co dzień do tego warunki
i nie muszę nikogo do tej czynności zatrudnić
robię to sam pomimo braku weny wciąż jak głupi
bo lubię to robić, nawet jak z lubieżnych form wychodzą absurdy
Lubieżnych, bo są głodne nieba, z domysłów w czaszce
w przeciwnym razie nie mam pomysłu na wiersz
Chcę być w tym stanie gdy zerkam wgłąb zmysłów jak chcę
by to wydobyć jak chcę - a dziś do rymów mam wstręt...