Żadnych ciastek /17/
ktoś rano zginie na drodze
chciałbym mu pomóc - nie mogę
bezradność odbiera mi mowę
jutro na drodze zginie jakiś człowiek
jak wyrocznia Kasandra piszę te słowa
przepraszam że nie uwierzyłem
w Boga…
ktoś jutro zginie na drodze
jestem bezsilny - nic tu nie zrobię
modlitwa też nie pomoże
jeśli ten człowiek ma jutro odejść
zostawi mamę dzieci żonę
ja będę żył - on umrze na drodze
lecz żeby tak smutno nie było
wierzę że życie jest nieskończone
kilka razy Ziemia obiegnie słońce
zobaczy znów mamę dzieci i żonę…
***
nie chcę wam pisać o jawie. jak jest - każda widzi. chcę wam napisać o snach, które od dziecka śnię po nocach. są miasta cudowne z barokowymi świątyniami. jest babci mieszkanie na starym mieście. śni mi się często, że tam wróciła. że znowu tam mieszka i ja tam jestem. śni mi się często też blok osiedlowy. z szarymi drzwiami, z szarym balkonem. tysiące twarzy - setki miraży. śnię że tam znowu jak dawniej mieszkamy. ale zawsze jest jakiś dodatkowy pokój. w mieszkaniu są cztery, we śnie piąty ukryty. wchodzę tam i widzę drzewa za oknem. nie wiem gdzie jestem, ale tak mi jest dobrze. miasto tętni życiem, wszystkimi barwami. ale spokój panuje w nim niesłychany. śnią mi się zmarli, raz babcia na Starowiślnej. gdzie Urszula w klasztorze była dawno temu. potem wielką została świętą. kochałem się w niej lat temu kilka. babcia mi mówi, że jest jej słabo. że się źle czuje, ja ją podtrzymuję, lecz osuwa mi się jestem za słaby. śni mi się szklana trumna, w niej moja dawna dziewczyna. podchodzę i głos mi mówi - wskrześ ją, więc to czynię. ona się budzi, ja ją wyciągam. i nagle statek jakiś kosmiczny przyleci. wsiadamy oboje i w niebo lecimy. śnią mi się dachy, po których chodzę. są tam kominy i anteny radiowe. i gruchanie gołębi na podwórku. jeszcze w pień nie wycięli drzew i dzikich krzaków. ulice w miastach są jakieś inne. niby te same, ale nie. i jakieś huty, rury, przewody, linie wysokiego napięcia, a ja lecę nad nimi. pola zielone, ląduję w dzielnicy mojej żony. dziadek mi mówi we śnie - “no, jesteście trochę pobudzeni”, a on taki normalny, bez żadnej ekstazy, spokojny, szczęśliwy, nie do poznania. i postać krocząca ku mnie po wodzie. ja stoję na brzegu naszego morza. postać poznaję po jasności wielkiej. i po promieniach od niej bijących. nic nie mówi, a ja czuję szczęście. tego nie zapomnę - On przyszedł do mnie. pamiętasz, w piśmie wiele snów spisywano. dlaczego nie pamiętam snów swoich tak dokładnie. lecz pamiętam, że w snach jestem jeszcze zdrowy. czuję sens wszędzie - wszystko jest cudowne. jak sen się kończy, czuję smutek. sen jeden znowu: czuję, że z ciała wychodzę, zaczynam od nóg i potem przez głowę. i nagle widzę przed sobą wieżowiec, dziesięć pięter ma chyba wysokość. i ktoś mi mówi: “podnieś go w górę”, przez chwilę nie wierzę, ale próbuję. bez trudu podnoszę rękami blok szary, jakby nie miał w ogóle masy. wtedy zaczynam powoli rozumieć - masa materii jest względna dla ducha. jestem na dachu budynku nieznanego - obok blondynka, której imię pamiętam. nagle ona spada z budynku, rzucam się za nią. chwytam w objęcia, razem lecimy. lecz nie giniemy, ja czuję miłość. tam nie ma zmysłów, mówię wam, możecie nie wierzyć. wiem że dziś cielesność dominuje. lecz w snach jestem wolny, ciężaru nie czuję. zmysły uśpione, jakby w ekstazie. albo w psychozie, tak mówią lekarze. jedno i drugie łączą się w pary. tak jest cudownie w snach moich zawsze. są zakamarki, przejścia, kolczaste druty, czasami cierpię we śnie koszmary. lecz zawsze wtedy z głębi duszy wzywam Jezusa - i nie zdarzyło się, żeby mnie nie wysłuchał. zawsze przychodzi, gdy już nadzieję tracę, gdy rozpacz ogarnia i ciemność widzę. i choć jest ciemno widzą dusze szatanów - ten szczegół pamiętam z dziennika zakonnicy. gdy wzywam Jezusa jak mogę najgłośniej, przychodzi i jakaś siła ratuje. gdy raz po lekach omal nie umarłem, wzywałem mamę, nie słyszała. podobno mężczyźni gdy umierają, mamę wzywają, nim pójdą do raju…
***
jak pisać poezję myślę dla ciebie
nie mam recepty
po prostu nie wiem…
gdy chcesz coś napisać ekstra
i nie wiesz co - pisz prawdę
choćbyś używała słów wszystkich setki
nie dasz rady - im mniej tym lepiej
tajemnica jest jedna…
poezja brzmi jak melodia
fabuła powieści osnowa
musisz skrócić słowa
mniej znaczy więcej
chyba to jest ta droga…
***