Na ostrzu zgiełku...
Szaleńcze podmuchy wiatru
drzewa przygniatane ku ziemi ...
Zegar tarczy księżyca
złowieszczą wstęgą nocy
pyłem minuty odmierza...
Stoję...
Ubrany w samotności ciszę
otchłań wciąga oczy...
Na niebie galeria obrazów
na drodze z rzeki utkanej...
Dokąd ten świat zmierza...
Czy moja wędrówka się kończy ...
W albumie zamykam wspomnienia...
Zimny blask gwiazd na niebie
Przeklęty ...
Niedostosowany ...
Z sercem przebitym soplem...
stąpam ...
po wiecznych pustkach odmętu...
Szept wiatru...
krople deszczu
zapisują słowa na pergaminie
potarganych myśli
Tętni krew w żyłach
na ostrzu zgiełku...
chmur uderzających w twarz...
Szelest ciszy dudni
purpurowym czasem
upadającym na korzenie
powalonych drzew...
Przechodzą granitowe postacie
Blask spojrzenia gaśnie
Wiatr milknie ...
jak dusza która odchodzi...
LRD