kiedy gaśnie światło
podaj dłoń miłości ona bywa ślepa
krzywi drogi proste a czas jej ucieka
chociaż w miejscu stoi czasem zapomina
i rani człowieka nie czując się winna
podaj jej dłoń proszę zanim czas odejdzie
i zabije płomień tego co jest we mnie
tego co jest w tobie skryte gdzieś pod maską
wszystkich niedomówień kiedy gaśnie światło
lipcowy dzień przeciął
na pół
moje niebo
i
odtąd poszukuję całości
usta świata jak echo oddechu
cząstka wieków minionych wydarzeń
krwistą barwą malują bezdechy
nocnym szeptem pajęczą witraże
i na zębie czasu który boli
ścierają śmiech duszony nie-mocą
tych co poszukują swojej roli
w scenariuszu napisanym nocą
pocałunkiem witają poranek
choć czasami to gest judaszowy
usta świata w serc czerwień wpisane
tych co czują więcej ponad mowę