X

Logowanie



Zapomiałaś/eś hasła? Przejdź do procedury resetującej.

ALEJA WYSADZANA GŁOGAMI (wszystkie części)

Wiersz Miesiąca 0
proza wierszowana
2021-12-20 08:41
FOTOGRAF ŚLUBNY

Odłożył na biurko aparat fotograficzny z długim obiektywem, odsunął rozsypane zdjęcia i przetarł oczy. To był ciężki dzień. Kolejna sesja ślubna. Państwo młodzi tacy zakochani, promieniujący szczęściem. Gdy ślubowali sobie przy ołtarzu: " ...i że Cię nie opuszczę aż do śmierci" poczuł przez chwilę, jakby to on stał w tym samym miejscu z Joanną, wiele lat temu. Niedługo później coś się wypaliło, zabrała dzieci i odeszła...

Spojrzał na zdjęcie stojące w rogu biurka, w prostej drewnianej ramce. Dziewczyna o wielkich piwnych oczach w zakonnym habicie. Uśmiechnął się smutno...

Przywołał w pamięci zimne szare mury klasztoru otulone dzikim winem. Czy jeszcze tam mieszka? Kiedy odwiedził ją pierwszy raz, była młodziutką zakonnicą, postulantką. Nie pamiętał już, o czym rozmawiali, ale jeszcze długo czuł na sobie jej wzrok pełny radosnych iskierek i bardzo chciał, by one nigdy nie zagasły. Był w tym klasztorze jeszcze kilka razy. Lubił z nią rozmawiać, lubił patrzeć jak modli się przy ołtarzu, jak przesuwa w palcach grube paciorki drewnianego różańca, wdychał zapach kadzidła. Między kolejnymi spotkaniami pisał do niej listy, w których nigdy nie powiedział, co tak naprawdę czuje, chociaż w jej listach wyczuwał jakąś dziwną tęsknotę, jakieś sygnały, że nie jest jej obojętny...

Ale przecież... dzieliły ich klasztorne mury, oboje wybrali służbę Bogu. Nie chciał jej skrzywdzić, chciał tylko, żeby była szczęśliwa, na drodze którą wybrała. Gdy zdecydował, że brązowy habit franciszkański, jednak nie dla niego i odszedł z życia zakonnego, odszedł także z jej życia...

Trzy lata temu zadzwonił jego telefon. Miły kobiecy głos zapytał:
- Czy rozmawiam z najlepszym fotografem ślubnym?
- Tak, jestem fotografem, nie wiem, czy najlepszym...
Na początku udawał, że jej nie pamięta, ale przecież poznał ją po głosie, po tylu latach... Opowiadał jej o swojej pracy, rodzinie, dzieciach. Na koniec zapytała krótko:
- Czy jesteś szczęśliwy?
- Tak, jestem szczęśliwy - odpowiedział jej z przekonaniem.
Nigdy więcej nie zadzwoniła.

A dziś w nocy miał taki dziwny sen. Jakaś niewidzialna siła unosiła go w powietrzu, płynął nad domami, nad drzewami, aż znalazł się w klasztornym ogrodzie. Na jego środku paliło się małe ognisko, a stojąca przy nim zakonnica wrzucała w płomienie stare, pożółkłe kartki. Gdy wrzuciła ostatnią, zaczęło świtać. Miękkim gestem poprawiła wysuwające się spod welonu posrebrzone pasemko włosów i cicho nucąc " Kiedy ranne wstają zorze..." oddaliła się w stronę klasztornej furty, a w ogrodzie zapachniało konwaliami...

* * *

Joanna z westchnieniem odsunęła laptop. Tyle lat czekała z nadzieją, że Robert ją pokocha, a on... ciągle trzymał na biurku zdjęcie tej piwnookiej zakonnicy. Nie wytrzymała, pewnego dnia odeszła, cicho zamykając za sobą drzwi...

* * * * * * *

NOCNY MOTYL

1. Wczoraj byłam pod jego oknem. Zgarnęłam z parapetu suche liście i przycupnęłam cichutko, z nosem przytulonym do szyby - znowu nie zaciągnął zasłon... Mówi, że to, co najcenniejsze nosi głęboko w sercu.

Siedział przy komputerze i pisał coś w głębokim skupieniu, a jego smukłe palce tańczyły po klawiaturze w jakimś dziwnym tańcu, długie rzęsy rzucały cień na nieogolone policzki. Schudł ostatnio i zmizerniał. Za dużo pracuje... I jeszcze ten komputer. Ciągle coś tam pisze i pisze albo wzdycha. Kiedyś nawet widziałam jak płacze. Ostatnio zrobił się strasznie sentymentalny - bardzo mi się to nie podoba. Facet - to powinien być facet, a nie mazgaj - jak baba. Przy komputerze kubek z wystygłą już herbatą, wczorajsza pizza i popielniczka pełna petów - zawsze za dużo palił...

Rozłożyłam skrzydełka i odfrunęłam w ciemność nocy. Wrócę tu jutro, może w końcu się ogoli...

2. Byłam, byłam tam znowu... Chłodna styczniowa noc, a On zostawił uchylony lufcik. Leciutko drżały mi skrzydełka, gdy wsuwałam się do środka. W pokoju było ciepło i przyjemnie.

Usiadłam cichutko na poduszce, uważając, by go nie obudzić. Z trudem powstrzymałam się, by dotknąć gładko ogolonego policzka i szepnąć Mu coś miłego do ucha. Jeszcze nie jestem gotowa na rozmowę, choć tak wiele chciałabym mu powiedzieć. Nagle moją uwagę przykuł włączony komputer. Podfrunęłam z ciekawością. Na ekranie napisał grubą czcionką: WIEDZIAŁEM, ŻE TU WRÓCISZ!

Westchnął cicho i uśmiechnął się przez sen. Uciekłam, zostawiając na firance okruchy brokatu...

3. Jeszcze nikt nigdy nie patrzył na mnie z takim zachwytem. Moje małe serce biło szybciutko, skrzydła drżały, gdy dotykał ich delikatnie czubkami palców - miał ciepłe dłonie i takie dobre niebiesko - szare oczy.

Nie myślałam o ucieczce, nie... chciałam, by ta chwila trwała jak najdłużej... Nagle poczułam delikatne ukłucie srebrnej szpilki, nawet nie bolało... Gdy zamykały się drzwiczki szklanej gabloty, usłyszałam jego cichy szept:

- Zostaniesz ze mną na zawsze...

4. Krzysztof długo nie mógł zasnąć. Jego długie palce, które zawsze bezbłędnie tańczyły po klawiaturze komputera, teraz wybijały tylko jemu znany rytm na blacie stołu. W wielkim skupieniu wpatrywał się w szklaną gablotę, w której tego wieczoru
umieścił przebitego srebrną szpilką najpiękniejszego motyla w swojej kolekcji.

Zapragnął mieć tego motyla, gdy tylko ujrzał go pierwszy raz na parapecie okna. Podobnie było z kobietami. Zawsze miał te,
których zapragnął, nawet nie musiał zbytnio się starać. Mógł mieć każdą, ale wybierał zawsze tylko te o rudych włosach i brązowych oczach. Szybko się nudził.

Z Weroniką było inaczej. Była dla niego całym światem, było tak cudownie... Zniknęła z jego życia tak nagle, jak nagle się w nim pojawiła. Nie potrafił przestać o niej myśleć. Pytał o nią przyjaciół, znajomych, szukał na portalach społecznościowych, lecz ślad po niej zaginął. Czasem mu się śniła, zawsze w tej samej sukience, w której widział ją ostatni raz, białej w czarne kropki. I te rude włosy rozwiane na wietrze z tańczącymi wśród nich promieniami słońca.

A teraz ten motyl - nocna ćma, ze skrzydłami przypominającymi sukienkę Weroniki...

Tamtej styczniowej nocy zostawił otwarty lufcik, położył się do łóżka lecz nie mógł zasnąć. Najpierw usłyszał szelest ażurowej firanki, którą dzień wcześniej zawiesiła mu siostra. Mruczała niezadowolona, że tylko ten komputer i komputer. Posprzątała mu w pokoju. Wyrzuciła zaschnięte resztki jedzenia, umyła talerze i kubki, upiekła nawet szarlotkę, taka samą, jak kiedyś piekła mama...

Gdy motyl usiadł na poduszce, tuż przy jego policzku, wstrzymał oddech, by go nie spłoszyć.

Za którymś razem motyl odważył się usiąść na jego dłoni. Drżącymi palcami dotykał delikatnych skrzydełek, jak kiedyś pierwszy raz dotykał policzka Weroniki. Wydawało mu się, że usłyszał cichutkie westchnienie, gdy przebijał nocnego motyla srebrną szpilką ale może to tylko złudzenie. Jeszcze raz spojrzał na motyla w gablocie. Miał wrażenie, że delikatnie poruszył skrzydłami...

Z zamyślenia wyrwało go ciche pukanie do drzwi. Na progu stała Weronika, miała zaróżowione od mrozu policzki, spod grubej ciepłej kurtki wystawał rąbek białej sukienki w czarne kropki. Przypomniał sobie, że kiedyś bardzo lubiła szarlotkę...

* * * * * *

ALEJA WYSADZANA GŁOGAMI

1.Do domu Marii prowadziła aleja wysadzana głogami, o tej porze roku obsypanymi różowymi kwiatami, wśród których uwijały się motyle i pszczoły. Aleja była żwirowana, a dom malowany na biało z czerwonym dachem miejscami lekko omszałym. Na przybywających zerkały ciekawie kwadratowe oczy okien z ażurową draperią przykurzonych firanek. Na parapetach kwitły pelargonie, zawsze czerwone, a na schodach w jasnej plamie słońca wylegiwał się puszysty białorudy kot. Brzęczenie pszczół z głogowej alei dochodziło aż tutaj, ale kotu zdawało się to nie przeszkadzać. Podobnie jak stukot maszyny do szycia dobiegający przez uchylone okno gdzieś z głębi domu.

Weronika bardzo lubiła odwiedzać ciocię Marię. Zwykle rozpakowywała pośpiesznie przyniesione starszej pani zakupy, wsypywała aromatyczną kawę do metalowej puszki stojącej na kredensie, napełniała cukiernicę kostkami brązowego cukru, na szklanej paterze układała ulubione ciastka cioci i przysiadając na starym wytartym fotelu patrzyła zafascynowana jak spod sprytnych choć zniszczonych palców cioci wysuwają się kolejne elementy szmacianych lalek.

Lalki Marii były piękne, dopracowane w każdym szczególe od włóczkowych włosów i koralikowych oczu aż po maleńkie zapinane na błyszczące sprzączki buciki. A sukienki miały tak piękne, że niejedna dziewczynka mogłaby im pozazdrościć. Sukienki w wielkie kwiaty, w drobną łączkę, albo w grochy, z bufiastymi rękawkami i falbankami, upięte na koronkowych halkach. Siedziały wszędzie. Na półkach pośród książek, obok lustra na toaletce, na obitej wytartym i spłowiałym już nieco zielonym pluszem kanapie. Weronika najbardziej lubiła lalę o kasztanowych włosach, ubranej w białą sukienkę w czarne kropki. Z takiego samego materiału ciocia uszyła kiedyś sukienkę Weronice, dołożyła jeszcze kwiat z atłasowej wstążki do wpinania we włosy i srebrny łańcuszek z koniczynką, na szczęście...

2. Pakowanie jak zwykle poszło szybko i sprawnie. Który to już raz? Stary miejscami poprzecierany plecak wiele mógłby na ten temat powiedzieć, gdyby tylko umiał mówić, ale nie umie niestety, a może i dobrze. Marianna westchnęła cichutko patrząc na zdjęcie w prostej drewnianej ramce za lekko pękniętym szkłem.
- Wybacz, tym razem ze mną nie pojedziesz. Chcę być sama, bardzo sama... Sama, słyszysz?
Odpowiedziało jej tylko miarowe tykanie zegara stojącego na kominku i gwizd czajnika. Ostatnia kawa przed wyjazdem, jak zwykle z kardamonem, taką zawsze pił Jacek... Jak zwykle pierwszym łykiem sparzyła usta. Oblizała językiem piekące miejsce i wrzuciła do parującego kubka jeszcze jedną kostkę cukru.
- Nie powinnaś tyle słodzić, Marianno - powiedziałaby pewnie mama, a potem sama podsunęłaby zachomikowane gdzieś w kredensie ciasteczka, albo ukroiłaby kolejny kawałek sernika. Tak, słodycze, to zdecydowanie najlepsze lekarstwo na smutki.

Po ścianie szybciutko przebiegł długonogi pająk, zaszeleściła firanka w oknie, z fikusa spadł suchy listek. Z zamyślenia wyrwało Mariannę pukanie do drzwi. Weronika... Weszła do mieszkania energicznym krokiem z twarzą otoczoną burzą kasztanowych loków. Długa biała spódnica falowała z każdym jej ruchem, na nadgarstkach pobrzękiwały srebrne bransoletki.
- Spakowana? - zapytała patrząc krytycznie na wytarty plecak. Zanim Marianna zdążyła się odezwać, szybkim ruchem odpięła kieszonkę plecaka i wyciągnęła czarny błyszczący laptop.
- Zostaw, ja...
- Kochana, do niczego nie będzie ci potrzebny!
- A portal poetycki? Ja muszę...
- Nic nie musisz, kilka dni bez Ciebie wytrzymają... No, już tak nie wzdychaj, nie ma ludzi niezastąpionych, przecież o tym wiesz...
Weronika przeniosła wzrok z laptopa na ramkę ze zdjęciem.
- Znowu do niego wzdychałaś?
- Tak... nie... tym razem wyjeżdżam bez niego...
- Mądra dziewczynka... Zbieraj się, czas na nas, ten wyjazd na wieś dobrze ci zrobi, ciocia już od wczoraj gotuje frużelinę truskawkową, a nie ma nic pyszniejszego od naleśników z truskawkami, no... może jeszcze szarlotka Twojej mamy... - zamyśliła się na krótką chwilę.

Nagle znowu rozległo się pukanie do drzwi, po chwili w zamku zazgrzytał klucz. Z rąk Marianny wypadł kubek z niedopitą kawą, brązowy lepki płyn ochlapał tenisówki Weroniki i rozlał się po kuchennej podłodze,

a oczy chłopaka na fotografii zajaśniały błękitem...

3. Dłuższą chwilę jechały w milczeniu. Weronika skupiła się na prowadzeniu samochodu, ale co rusz zerkała na przyjaciółkę. Dużo ostatnio przeszła. Za bardzo nie chciała mówić o szczegółach rozstania z Jackiem, ale widać było, że nie jest jej łatwo. Weronika liczyła na to, że wspólny wyjazd do cioci Marii i wiejskie powietrze zrobią swoje i że Marianna wyrzuci w końcu z siebie ból ostatnich dwóch lat.

Bardzo lubiła Jacka. Szalonego, a jednocześnie trochę nawiedzonego chłopaka Marianny. Wydawali się być dla siebie stworzeni, tacy byli zakochani, snuli wspólne plany na przyszłość. Jacek znalazł właśnie swoją pierwszą pracę w agencji reklamowej, Marianna kończyła polonistykę, aż tu nagle... decyzja Jacka o poświęceniu się życiu zakonnemu była jak grom z jasnego nieba.

Mariannie udało się obronić pracę magisterską, żyła jakby nic się nie stało, ale szerokim łukiem omijała wszelkie imprezy i chłopaków, którzy próbowali się z nią umówić, przestała chodzić do kościoła. Tylko Weronika wiedziała, że wieczorami ryczy w poduszkę, że śpi ze zdjęciem Jacka pod poduszką, że zabiera je na wszystkie wyjazdy, że szuka jego najmniejszych śladów na Facebooku. Całkiem przypadkowo trafiła na link do portalu poetyckiego, gdzie znalazła wiersze Marianny, choć ta pisała pod pseudonimem, wiersze o nim i dla niego...

Dopiero gdy wyjechały poza Warszawę, Weronika spojrzała na Mariannę i prychnęła śmiechem.
- Ale miałaś minę, gdy zazgrzytał klucz w zamku... i kubka szkoda...
- Dobrze wiesz, że tylko Jacek miał klucz do mojej kawalerki - nastroszyła się Marianna. - Skąd mogłam wiedzieć, że mama sobie dorobiła i zostawiła u sąsiadki.
- A ta skorzystała z pierwszej lepszej okazji, by podlać ci kwiatki...
- Przecież u mnie nie ma kwiatków - roześmiała się w końcu Marianna. - A kubek... dostałam od Jacka. Miał takie obicie w kształcie serduszka...

Znowu obie umilkły. Za oknami samochodu przelatywały szybko pola i łąki, gdzieniegdzie bocianie gniazdo na przydrożnym słupie. Gdy wjeżdżały w aleję wysadzaną głogami Marianna westchnęła:
- Boże, jak tu pięknie!
Już po chwili obie odkładając na później rozpakowywanie bagaży leżały w pachnącej zielonej trawie przed domem, a Maria przypatrywała im się przez okno z ciepłym uśmiechem, mieszając w garnku ostatnią porcję truskawkowej frużeliny. Na stole już czekały świeże gofry i dzbanek gorącego kakao, a w piekarniku pokrywała się rumianą chrupiącą skórką babka ziemniaczana.

Tak, Weronika miała rację. Wiejskie powietrze, długie spacery po lesie i okolicznych łąkach, czytanie książek na kocu w cieniu starego rozłożystego klonu i pyszne potrawy przyrządzane przez ciocię Marię powoli robiły swoje. Marianna zaczęła częściej się uśmiechać, a jej oczy nabrały blasku. Potrafiła oglądać się za każdym motylem w ogrodzie, podglądać mrówki w lesie, a już mruczenie wielkiego leniwego kota wzbudzało jej absolutny zachwyt. O Jacku Marianna nie chciała rozmawiać, a Weronika nie naciskała ale to, co usłyszała ostatniego wieczoru przed wyjazdem, mogło zburzyć kilka poukładanych światów...

4. Joanna z westchnieniem zamknęła czarny błyszczący laptop i kilkoma łykami wypiła wystygłą już herbatę, krzywiąc się z niesmakiem. Stary drewniany zegar - pamiątka po ukochanej babci wybił bardzo późną godzinę i przypomniał o konieczności jutrzejszego pojawienia się na uczelni i sesji egzaminacyjnej.

Ostatnie dni nie były łatwe. Na próżno próbowała dodzwonić się do córki. Pewnie jak zwykle miała rozładowany telefon albo nawet zostawiła go w domu. Wiedziała tylko, że Marianna wyjechała ze swoją przyjaciółką Weroniką do jej cioci na wieś. Odkąd zostawił ją chłopak, takie wyjazdy najczęściej samotne zdarzały jej się dość często. Pakowała wtedy wytarty plecak i jechała by się zresetować i nabrać dystansu do otaczającej ją codzienności. Wracała spokojniejsza i coraz bardziej milcząca. Joanna nie umiała rozmawiać z córką, nie wiedziała jak do niej dotrzeć. To potrafiła tylko Weronika. Była zupełnym przeciwieństwem Marianny. Z burzą rudych włosów, w kolorowych sukienkach, energiczna, ciągle roześmiana, pełna szalonych, spontanicznych pomysłów, jak choćby ten z wyjazdem na Podlasie.

Sięgnęła po leżącego obok laptopa smartfona z zamiarem zadzwonienia do syna, ale przypomniała sobie, że Krzysztof korzystając z nieobecności Weroniki wyjechał na kolejne "polowanie na motyle". Nie rozumiała tej dziwnej pasji syna. Rzadko bywała w jego mieszkaniu, ale kiedyś jeden jedyny raz odważyła się zbliżyć do największej gabloty wiszącej tuż przy oknie i zobaczyła dziwnego motyla białego w czarne kropki. Był bardzo piękny. Wydawało się jej, że na nią patrzy i leciutko porusza skrzydłami, a przecież tak jak wszystkie był przebity błyszczącą srebrną szpilką. Gdy zapytała Krzysztofa skąd go ma, popatrzył na nią smutno i szybko zmienił temat. Odkąd w jego życiu pojawiła się Weronika "polował" tylko z aparatem fotograficznym.

Gdzieś za oknem przejechała na sygnale karetka pogotowia, a na firance zatańczyły światła ulicznych latarni. Nietaktowny zegar znowu przypomniał o upływającym czasie.

Tymczasem w domu cioci Marii Weronika i Marianna też nie mogły zasnąć. Na dworze padał deszcz, szumiały drzewa, gałąź jabłoni uderzała w szybę, skrzypiały okiennice, które zapomniały zamknąć na noc a z oddali dochodziły pierwsze odgłosy zbliżającej się burzy. W szparze pod drzwiami widać było smugę światła.
- Ciocia pewnie jeszcze robi na drutach albo szydełkuje - szepnęła Weronika.
- Albo czyta jakieś romansidło - odszepnęła jej Marianna.
- No coś ty? Ciocia i romanse... Ona ma prawie same książki kucharskie. Jedną nawet taką starą jeszcze sprzed wojny. Obiecała, że kiedyś odda mi całą swoją biblioteczkę.
- Przecież u Ciebie już nie ma miejsca na książki, a w mieszkaniu Krzysztofa wszędzie wiszą gabloty z motylami.
- Taaa... jeden wygląda tak, jakby się na mnie gapił. Krzysztof lubi opowiadać o swoich okazach ale o tym jednym zawzięcie milczy i jakoś tak dziwnie na mnie patrzy, gdy wspominam o tym motylu.
- Krzysztof zawsze był trochę dziwny, zupełnie jak nasz tata.
- Nigdy nie wspominałaś o swoim tacie. Od Krzysztofa wiem tylko, że jest fotografem.
- Tak, jest najlepszym fotografem ślubnym. Robi takie piękne sesje. Oglądałam kiedyś jego zdjęcia. Wyglądały tak, jakby fotografował nie tylko ludzi, ale również ich dusze. Chciałabym, by mi też zrobił kiedyś taką prawdziwą sesję ślubną, takie zdjęcia z duszą - Marianna umilkła i pociągnęła nosem.
Weronika usiadła na łóżku obok przyjaciółki i mocno ją przytuliła. Obie miały w oczach łzy.

- Wiesz, nigdy Ci o tym nie mówiłam - odezwała się po dłuższej chwili Marianna - Jacek jest w tym samym zakonie, w którym kiedyś był tata. Nawet mieszka w tym samym klasztorze.
- Wasz tata był w zakonie??? Skąd wiesz???
- Pokazywał mi kiedyś zdjęcia z tamtego okresu, a w swoim studiu fotograficznym ma na biurku zdjęcie takiej młodej zakonnicy.
- Pytałaś go o tę zakonnicę?
- Nie, ale kiedyś słyszałam, jak mama powiedziała przez telefon jakiejś swojej koleżance, że przez kilka lat czekała na to, że tata ją pokocha a on ciągle kochał tamtą zakonnicę. W końcu spakowała walizki i przeprowadziła się z nami do Warszawy, a tata został w Lublinie.
- Myślisz, że ona nadal jest w zakonie?
- Nie mam pojęcia...
- Teraz to już na pewno szybko nie zasnę. Idę do kuchni po kompot, przy okazji zobaczę co robi ciocia.

Już z ręką na klamce odwróciła się jeszcze i rzuciła szeptem:
- Ciocia Maria też kiedyś była zakonnicą...

5. Robert tej nocy spał wyjątkowo niespokojnie. Nad Lublinem przetaczała się burza. Błyskawice raz po raz rozświetlały niebo a deszcz dudnił po szybach. Dźwięk telefonu wyrwał go z kolejnego półsnu. Godzina trzecia rano?? Kto dzwoni o tak nieludzkiej godzinie? Gdy spojrzał na wyświetlacz, wyskoczył z łóżka płosząc resztki snu i rozbijając stojącą na szafce nocnej ramkę z rodzinną fotografią. Krzysztof nigdy nie dzwonił w błahych sprawach. Musiało stać się coś ważnego…
- Tato, ubieraj się szybko i przyjedź po mnie! – odezwał się w telefonie drżący głos syna.
- Krzysiek, co się stało?? Masz taki dziwny głos.
- Tato, dzwoniła do mnie mama… nie może dodzwonić się do Marianny, a ja mam jakieś dziwne przeczucia… Boję się o nią…
Robert wiedział, że o ile Joanna może niepotrzebnie panikować, to Krzysztof jakimś dziwnym zmysłem zawsze wyczuwał nastroje siostry bliźniaczki i że te przeczucia nigdy go nie zawiodły. To dzięki niemu udało im się kiedyś uratować Mariannę, gdy targnęła się na swoje życie, kiedy Jacek… Nie wyszło mu z Joanną, to prawda, ale dzieci kochał nad życie i bardzo go martwiło, że nie potrafią ułożyć sobie życia. Marianna z nikim nie chciała się spotykać, odkąd Jacek wybrał życie zakonne, a Krzysiek… zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, dopóki nie poznał tej rudowłosej Weroniki. Ta dziewczyna pojawiła się w życiu ich rodziny niespodziewanie i od razu odmieniła wszystko na lepsze, zupełnie jakby była jakąś wróżką. To ona jako wolontariuszka opiekowała się w szpitalu Marianną, a później w czasie rodzinnego obiadu oczarowała Krzysztofa. Zupełnie stracił dla niej głowę.
Nie słuchał już tego, co mówił syn, ale ubrał się szybko i sięgnął po wiszące w przedpokoju kluczyki do samochodu. Burza zdawała się przechodzić bokiem, ale zanim usiadł za kierownicą, mokra koszula lepiła mu się do ciała. Już po chwili kierował się błyszczącą od deszczu szosą do jednej z nadbużańskich miejscowości, gdzie rodzice kolegi Krzysztofa mieli swój domek letniskowy, a następnie razem z synem do ukrytej gdzieś w podlaskich lasach wsi, gdzie mieszkała ciocia Weroniki. Po drodze niewiele ze sobą rozmawiali ale czuł, że Krzysztof coś głęboko przeżywa. Nawigacja samochodowa prowadziła ich bezbłędnie. Zaczęło świtać, gdy wjechali w żwirowaną aleję wysadzaną głogami...

* * *

Tymczasem w ciepłej kuchni dziewczyny wraz z ciocią siedziały nad kubkami z gorącym kakao i pudełkiem pełnym zdjęć. Marianna sięgnęła po zdjęcie starego klasztoru oplecionego dzikim winem, a jej ręka spotkała się z ciepłą ręką Marii. Obie drgnęły i spojrzały najpierw na siebie, potem znowu na zdjęcie. Weronika patrzyła to na jedną, to na drugą próbując odgonić natrętną myśl, która pojawiła się w jej głowie…

Klakson za oknem przeciął nocną ciszę, a Marianna poruszyła się tak gwałtownie, że potrąciła kubek z kakao, które rozlało się po rozsypanych na stole zdjęciach. Gdy uporczywa myśl w głowie Weroniki zaczęła nabierać kształtów i domagać się ubrania jej w odpowiednie słowa, rozległo się pukanie. Pierwsza do drzwi ruszyła ciocia Maria. Za progiem stało dwóch przemoczonych mężczyzn.
- Krzysztof??? - odezwała się stając przy niej Weronika.
-Krzysiek! Tata!? – tuż za nią pojawiła się Marianna. - Co tu robicie? Jak tu trafiliście? Co się stało? Coś z mamą?
- Robert? - wyszeptała cicho Maria, a mężczyzna patrzył na nią z czułością… Piwne oczy Marii mimo upływu lat nie straciły swojego blasku…

* * * * * *

Od ostatniego spotkania Marii i Roberta w jednym z warszawskich klasztorów minęło dwadzieścia pięć lat. Tak naprawdę po opuszczeniu swoich zgromadzeń zakonnych oboje założyli szczęśliwe rodziny. Nigdy więcej się nie spotkali. Maria nadal przechowuje pierwszy list od Roberta.



autor

Ocena wiersza

Wiersz został oceniony
3 razy

Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.

Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.





Komentarze

Kolor wiersza: zielony


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.


Chris<sup>(*)</sup>
Chris(*)
2021-12-21
Barwnie nakreślone opowiadanie. Zgrabny warsztat.
Wprawdzie video nie ma tłumaczenia ale takie mam skojarzenia po lekturze.

https://youtu.be/7y9RSl8qE2E

:)


Anielska Łza
2021-12-23
Dziękuję Chris :) Pozdrawiam cieplutko :)

Mada44
Mada44
2021-12-21
Piękna lektura. Pozdrawiam


Anielska Łza
2021-12-23
Dziękuję Mado :) Pozdrawiam cieplutko :)

izabela799
izabela799
2021-12-20
Pięknie :)
Pozdrawiam :)


Anielska Łza
2021-12-20
Dziękuję Izabelo :) Pozdrawiam cieplutko :)

Bronisława Góralczyk<sup>(*)</sup>
Można się zatracić w czytaniu Twoich opowieści, Łezko ***
Serdeczności na Święta :) B.G.


Anielska Łza
2021-12-20
Dziękuję Broniu :) Pozdrawiam cieplutko :)

Waldi1
Waldi1
2021-12-20
Podobnie myślę jak Marek ... są różne drogi życia ...


Anielska Łza
2021-12-20
Dziękuje Waldi :) Pozdrawiam cieplutko :)

Marek Żak
Marek Żak
2021-12-20
Fajnie napisane. Kiedyś był film "Nun story" z Audrey Hepburn w takim klimacie niespełnienia. Kochała ale była rozchwiana. W końcu odeszła z klasztoru. Pozdrowionka.


Anielska Łza
2021-12-20
Dziękuję Marku :) Pozdrawiam cieplutko :)


Pokaż mniej


X

Napisz powód zgłoszenia komentarza do moderacji

X

Napisz powód zgłoszenia wiersza do moderacji

 

x
Polityka plików cookies

Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.

Klauzula Informacyjna

Szanowni Użytkownicy

Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).

W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.

O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.

Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.

Czytaj treść polityki prywatności